polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
WIEŻE FABRYK  Koncert Aurora 2007

WIEŻE FABRYK
Koncert Aurora 2007

Schemat w Polandzie jest mniej więcej taki: kilku młodych osobników, najczęściej płci męskiej, zaczyna sobie gdzieś tam grać po kanciapach, salkach i innych MOK-ach. Następnie wchodzą w fazę przeglądów młodych kapel oraz małych, z rzadka biletowanych koncertów zlokalizowanych na ogół w swoich rodzinnych miastach. Ich "sława" zatacza coraz szersze kręgi wśród "wtajemniczonych" fanów, czego zwieńczeniem jest osiągnięcie statusu "dobrze zapowiadającego się młodego zespołu bez płyty". Później bywa różnie. Pół biedy, jeśli grają hip-hop, metal lub punko-polo w stylu Pidżamy Porno - wówczas, kto wie - może znajdą swoją niszę - wszak Polska tymi właśnie gatunkami stoi. Gorzej, jeśli owi "młodzi artyści" uprawiają szeroko rozumianą indie/alternatywę. Wówczas najczęściej wszystko trafia szlag, ponieważ tzw. młodzi artyści kończą studia i zaczynają rozglądać się za bardziej intratnymi zajęciami. Zdarzają się oczywiście wyjątki: ostatnio swój debiut w barwach Polskiego Radia wydały lekko prze'hype'owane Muchy. Z drugiej jednak strony inny wieloletni zespół bez płyty, wrocławski Lili Marlene wydał swój debiutancki krążek w sieci salonów kosmetycznych Rossman. Akt rozpaczy - inaczej nazwać się tego nie da.

Jak się ma ten nieco przydługi wstęp do recenzji koncertu/bootlegu Wieży Fabryk wydanego w dodatku własnym sumptem? Ano tak, iż zamiast zachwycać się podłej jakości bootlegiem powinienem właśnie analizować trzeci lub czwarty pełnowymiarowy album tego zespołu. Wszak liczy on sobie już 7 lat. No, ale żyjemy w Polandzie, czyli wracamy do początku recenzji.

A teraz konkret: w muzyce zespołu pobrzmiewają echa zimnej fali, całość napędzana jest chłodnym i nerwowym basem oraz gęstą perkusją. Gitarzysta gra oszczędnie, choć z czujem, zero wieśniackich solówek, nad wszystkim góruje lekko histeryczny, mocny głos Tomka Kaczkowskiego. Teksty to już zupełnie inna historia: słowa-klucze, powtarzane z mantryczną zaciekłością, wciągające, intrygujące swoim prostym, choć niejednoznacznym przekazem. Jeśli miałbym je porównać do czegoś z naszego podwórka, to w pierwszym rzędzie nasuwają się skojarzenia z tekstami Adamskiego z Siekiery. Ta sama brutalna siła skojarzeń.

Nie będę utyskiwać nad jakością dźwięku, dobrze, że w ogóle można sobie posłuchać tej muzyki. Wstyd, że ten oficjalny bootleg jest raczej łabędzim śpiewem, niż początkiem nowego, fonograficznego etapu "kariery" Łodzian. Może warto byłoby wyjść nieco z gotycko/falowego getta, w którym obraca się zespół? Ja wiem, że to jedyna scena, która przygarnęła Wieże Fabryk, ale jeśli chce się pójść ze swoją muzyką nieco dalej, trzeba zgodzić się na małe kompromisy. Inaczej zachwycać się nią będą tylko tacy onaniści jak ja, a zespół zaliczy finalny etap swojej "kariery" p.t. "kolejny zmarnowany talent". Naprawdę chcecie skończyć na zmywaku w Londynie Zdroju???

[Marcin Jaśkowiak]

recenzje WieŻe Fabryk w popupmusic