Najnowsza płyta duetu Lippok & Jestram doskonale wpisuje się w dotychczasową twórczość Tarwater, ale niestety nic poza tym. Nie ma w tej muzyce zaskoczeń, nowych rozwiązań, zadziwiających zwrotów. Pajęczy uśmiech jest przede wszystkim albumem nierównym. Obok popowych piosenek, których słucha się już z lekkim znudzeniem, na krążku pojawiają się całkiem udane instrumentalne kompozycje, w których duet może nie występuje w odkrywczej roli, ale wypada o niebo lepiej niż w przypadku przesadnie cukierkowych numerów. Na uwagę zasługują zwłaszcza "Witchpark" oraz otwierający longplay "Shirley Temple", który wywołuje nadzieję, że panowie może jednak spróbują przeskoczyć swój fenomenalny "Silur", do którego przyrównywane są ich kolejne produkcje. Niestety, im dalej w głąb płyty, tym więcej rozczarowań - pod względem muzycznym, Lippok i Jestram są perfekcjonistami, potrafią jak mało kto w Europie nagrywać ambitny pop, ale ich obecna piosenkowa formuła zdaje się już być wyczerpana. Czas więc znów czymś zaskoczyć. Może warto przewietrzyć odrobinę swoje ulubione studio? W tej ich nowej muzyce, znajdzie się jeszcze sporo miejsca na solidny powiew świeżości.
[Tomek Doksa]