7 miesięcy Polacy musieli dzielnie czekać na drugi album kolejnej nadziei brytyjskiego rocka, Kasabiana. Apetyty rosły, bo angielska prasa branżowa o "Empire" pisała przychylnie, ciepło i radośnie. Kiedy już wreszcie płyta dotarła do nas, wiadomo dlaczego: recenzenci w pośpiechu przesłuchali tylko pierwsze dwa kawałki. Gdyby dotrwali do końca w życiu nie zdecydowaliby się te pochwały. Tytułowy "Empire" oraz "Shoot the Runner" to dynamiczne, energetyczne rockowe utwory. Niestety, na nich płyta się kończy. To, co słyszymy potem jest równie interesujące jak referat kolegi na lekcji przysposobienia obronnego, pt. "Różne techniki zakładania opatrunku na zwichniętą kostkę". Ekscytacja inaczej. Jest nudno, bez ikry, pomysłu. Gdzie się podziała błyskotliwość z dwóch pierwszych numerów? Zaginęła jak bursztynowa komnata. Najlepszą rekomendację następcy świetnego debiutu "Kasabian" wystawił Chris Karloff, gitarzysta i podpora zespołu. Po wysłuchaniu materiału, który nagrał z kolegami, odszedł z zespołu.
[Mary Lou]