polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
DOOMRIDERS Black Thunder

DOOMRIDERS
Black Thunder

Wyobraź sobie pustynię. Taką kamienistą, ciągnącą się aż po horyzont. Dookoła żadnego kaktusa ani innej rośliny. Nad tobą, bardzo wysoko w blasku słońca krąży jakiś ptak. I nagle dostrzegasz coś w oddali. Początkowo to tylko chmura pyłu, ale zbliża się szybko. Bardzo szybko. Jadą na koniach i już wiesz, że to oni. Jeźdźcy Apokalipsy - Doomriders.

"16 podków tratuje ziemię, od tego dźwięku rozsadza ci uszy" [The Chase] to tylko namiastka tego o czym śpiewają bostończycy na swoim debiutanckim albumie "Black Thunder". Między innymi dzięki takim "westernowym" tekstom płyta ta ma specyficzny klimat. Klimat stoner rocka wymieszanego po równo z hard-corem i rock'n'rollem. Chodzi generalnie o połączenie prędkości, melodyjnych riffów i solówek z odrobiną brudu (ach te przestery). Melodie rozpływają się w ścianach dźwięku. A do tego dwaj wokaliści, którzy nawet z najwolniejszych na płycie utworów, potrafią wycisnąć maksimum energii. Cała nieskompliowna filozofia Doomriders zawiera się w utworze Deathbox: "we won't slow down until we die, we live to rage, we live to ride" czyli 1. mordercze tempo, 2. wściekłość i 3. motoryka. Spośród 13 utworów na płycie, ciężko znaleźć jeden, który nie pasowałby do tej definicji. Nawet nieco balladowy Voice Of Fire przemienia się pod koniec w transowy walec.

"Black Thunder" jest z pewnością płytą eklektyczną. Znaleźć na niej można sporo stylistycznych nawiązań do różnych gatunków. Z tego zderzenia nie powstaje co prawda jakaś nowa jakość, ale też nie taki był chyba zamiar twórców. To raczej zabawa konwencjami. Bo kto poważny śpiewa przez połowę płyty o jeźdźcach zagłady?

[Bartek Łabuda]