Otis Jackson Jr., szerzej znany jako Madlib, jest prawdopodobnie muzykiem o największej liczbie wcieleń i alter ego - potrafię doliczyć się siedmiu: Madlib, Quasimoto i całe Yesterday's New Quintet, w którym jak nazwa wskazuje gra pięciu muzyków, lecz każdym z nich jest w rzeczywistości Otis. Ostatnie lata przyniosły szereg albumów, które zapewniły muzykowi miano jednego z najbardziej progresywnych i oryginalnych producentów hip-hopowych na świecie, szczególnie jeżeli spojrzymy na jego muzykę pod kątem amalgamatów hip-hopu i jazzu. Nadają one produkcjom Madliba momentalnie rozpoznawalny i niepowtarzalny charakter, zarówno gdy jako twórcy beatów - vide Madvillain z MF Doomem, Jaylib z Jay-Dee oraz autorski, schizofreniczny Quasimoto - instrumentalnych żonglerek samplami - tu wspomnijmy cudowne "Shades of Blue: Madlib Invades Blue Note" - jak i gdy gra on na żywo w Yesterdays New Quintet jazz tak upalony i przesiąknięty hip-hopową rytmiką, jak chyba nikt inny. Rok 2005 przyniósł po jednej płycie Madliba z każdej z powyższych półek: trudny w odbiorze "The Further Adventures of Lord Quas" Quasimoto, "Beat Konducta: The Movie Scenes" zgromadziło szereg podkładów, jednak najważniejsza wydaje mi się płyta Sound Directions "The Funky Sound of Life". Grupa ta jest rozszerzeniem idei Yesterdays New Quintet, gdyż po raz pierwszy Madlib zaprosił do studia innych muzyków. Skutek to przede wszystkim rozszerzenie instrumentarium, choć w niektórych przypadkach Madlib ustąpił pola instrumentalistom od siebie lepszym, w szczególności świetnemu perkusiście Malcolmowi Catto, któremu DJ Shadow zawdzięcza szereg rytmów na swoich płytach.
Madlib w Sound Directions nadal obsługuje bębny, klawisze, syntezatory i bas, wspomaga go jednak plejada instrumentów dętych, od klarnetu i fletu, przez trąbkę, flugelhorn, puzon, po zestaw saksofonów, sporadycznie pojawia się też gitara. Muzycy zaangażowani w studio mają za sobą współpracę między innymi z Macy Gray, The Dap Kings, lub Breakestra. Dzięki temu Sound Directions gra wyraźnie dynamiczniej i bardziej kolorowo niż kwintet wcieleń Madliba, racząc słuchacza mocniejszym groove'm, nie tracąc jednak nic z zadymionych, powłóczystych opowieści. Na jedenaście kompozycji składa się pięć numerów Madliba i sześć przeróbek. Przypomnijmy, że ostatnia płyta YNQ składała się z kowerów Stevie Wondera, Sound Directions podejmuje natomiast kompozycje kilku innych ciekawych artystów. Szczególnie warte podkreślenia jest, że choć w jazzie często adaptuje się standardy, Madlib prezentuje nam reinterpretacje w pełnym tego słowa znaczeniu, tak, że faktyczne kowery często wydają się typowo autorskimi utworami Otisa. Potrzebuje on bowiem przede wszystkim mocnej, wyraźnej linii melodycznej, wokół której może opleść swoje duszne klawisze i złamany rytm, co jest pewnego rodzaju analogią to użycia sampla, stanowiącego trzon hip-hopowego beatu.
Już pierwszy kower, jakim jest Wanda Vidal brazylijskiego muzyka Marcosa Valle, który w latach osiemdziesiątych wprowadził bossanovę do muzyki pop, wyraźnie wskazuje na takie właśnie atuty Madliba. Szczególnie w szeregu wolniejszych kawałków, snujące się dęciaki pozwalają Madlibowi pogłębić estetykę wypracowaną w Yestarday's New Quintet, także poprzez umieszczenie jego własnych instrumentów, głównie klawiszowych, w bogatszym otoczeniu, w którym mogą one bardziej poświęcić się detalom intensyfikującym nastrój. Co ciekawe, produkcja wysuwa się na pierwszy plan dopiero w piątym utworze, gdy nieco kosmiczne dźwięki okraszają pulsujący bas i wraz z samplowanym wokalem momentalnie zaburzają pogodną wcześniej aurę. Podobnym tropem idzie A Divine Image, moim zdaniem najbardziej upalony numer na płycie - nic jednak w tym dziwnego, skoro jest to kower w hołdzie dla bardzo wysoko cenionego przez Madliba producenta Davida Axelroda. Axelrod w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych czuwał nad szeregiem funkowych i jazzowych albumów, wypracowując własny styl, wyczuwalny w gęstej perkusji i rozległych, barokowych prawie aranżacjach. No i jasne, dlaczego Madlib darzy go wielką estymą.
Wspomniałem już, że czasami Madlib oddaje pole innym perkusistom, czyli Malcolmowi Catto i Babatunde. Catto zamienia tytułowy kawałek The Funky Side of Life w orgię perkusji, przy której bledną pozostałe instrumenty. Może to autosugestia, ale Malcolm rozsadza kompozycję bębnami jak żywcem wyjętymi z "Endtroducing" Shadowa, co w zestawieniu z energicznymi dęciakami owocuje funkiem jak marzenie. A już chwilę później wpadamy w Theme for Ivory Black, czyli fantastyczny duet na adaptery i bębny Babatunde wskazujący, równie udanie jak projekt Keep In Time, jak wielki jest potencjał takiego dialogu. Album wieńczą kolejne trzy kowery. The Horse Cliffa Nobles'a to jedyny przerobiony przebój, czyli jedyny hit tego artysty jednego utworu. Wiąże się z nim anegdota, że The Horse, który zapewnił Nobles'owi drugie miejsce na ogólno-amerykańskiej na liście przebojów w lipcu 1968, jest instrumentalną wersją kawałka Love Is All Right tego wokalisty - a zatem Nobles nie zagrał ani jednej nuty na swoim największym przeboju. Co jednak istotne tutaj, The Horse jest najbardziej radosnym i klarownie funkowym kawałkiem Sound Directions. Mamy też dość zabawny tribute dla puzonisty J.J. Johnsona, gdzie klarownie madlibowym wkładem są klawisze i zataczający się rytm, a zabawę zamyka senne On the Hill Olivera Sain.
W rezultacie dostajemy nieco ponad pół godziny frapującej i porywającej muzyki, w równej mierze urzekającej funkowym feelingiem i ciepłym brzmieniem instrumentów, jak i zniewalającej talentem Madliba do wkomponowania hip-hopowego rytmu i nastroju w jazzową nutę. Zazwyczaj to jazz wnika w hip-hop, tutaj jest na odwrót, a że jak zwykle Madlib kreuje raczej krótkie lecz treściwe kompozycje, otrzymujemy płytę pozbawioną praktycznie słabych momentów i będącą jego najlepszym ubiegłorocznym dokonaniem. "The Funky Side of Life" okazuje się być wspaniałym odcieniem naszej egzystencji, a jedyną wadą albumu jest jego niewystarczająca długość. W końcu października odbył się koncert promujący album - fotki z niego widzicie powyżej - w grudniu Sound Directions wystąpiło na zaproszenie Mars Volta na festiwalu All Tomorrow Parties w angielskim Camber Sands, planowanych jest kilka kolejnych koncertów, pozostaje mieć nadzieję, że "The Funky Side of Life" jest początkiem przygody Madliba z żywym graniem. Potencjał jest olbrzymi.
[Piotr Lewandowski]