Określenie "długo oczekiwany" w przypadku debiutanckiego krążka Miloopy nie jest ani trochę przesadzone. Idę o zakład, że nikogo, kto miał okazję zobaczyć kolektyw na żywo czy to u boku Jojo Mayer's Nerve, Russian Percussion, czy podczas wrocławskich eklektik sessions, do zaopatrzena się w tę płytę nie trzeba przekonywać. Bo Miloopa od początków istnienia wielokrotnie zdążyła udowodnić, że jest zespołem co najmniej dobrym. I choć osobiście chyba wolę słuchać poczynań grupy na żywo, to absolutnie na "Nutrition Facts" się nie zawiodłem.
Muzyka oscyluje gdzieś pomiędzy delikatnym, instrumentalnym (sic!) drum'n'bassem a nujazzem ze szczyptą przyjemnego funkowego groove. Żeby dokładniej okreslić ten, w zasadzie dość oczywisty, miks gatunków, proponuję włożyć płytę na półkę gdzieś pomiędzy "Colours" Adama F a "Hand on the Torch" US3. Z tym, że "Nutrition Facts", choć nie tak odkrywcze, brzmi dużo, dużo od lepiej obu tych pozycji (w końcu mamy już 2006 rok). Utwory Miloopy to w 100% fajne kompozycje - nieźle zaaranżowane i, przede wszystkim, dobrze zagrane. Czasami mogą drażnić zbyt oczywistymi wycieczkami w rejony już trochę przejrzałego nujazzu, ale to właściwie jedyne, do czego jestem w stanie się przyczepić. Poza tym mamy tu trochę ponad godzinę bezpretensjonalnej, swobodnej, absolutnie nieinwazyjnie płynącej muzyki, w której instrumentalne pojazdy sekcji rytmicznej, trąbki i gitary w idealnych proporcjach przeplatają się z elektronicznymi samplami rodem z mrocznych drumowych dancefloorów. Dodatkowo wszystko to przyprawione jest przyjemnymi wokalami śpiewającej Natalie i mamroczącego bez wysiłku Montera. Czegóż chcieć więcej? Ja łykam w całości.
Choć Miloopa debiutancką płytą niczego nowego nie odkrywa, to byłbym w stanie uwierzyć, że za wydaniem "Faktów" stoi wytwórnia pokroju k7!, a nie mała agencja z Wrocławia. Głównie dlatego, że muzyki w tym klimacie, tak dobrze zagranej i na-granej, Polska dotąd nie słyszała. Drum'n'bass, wbrew pogłoskom, jeszcze nie umiera. Trzymam kciuki za dalszy rozwój.
[Mikołaj Pasiński]