polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Télépopmusik Angel milk

Télépopmusik
Angel milk

Télépopmusik był dotychczas zespołem jednego utworu. Pochodząca z debiutanckiej płyty "Genetic world" kompozycja "Breathe", skądinąd naprawdę bardzo dobra, opanowała w 2002 roku listy przebojów, a dodatkową promocją było umieszczenie jej w reklamie pewnego samochodu (zabieg ciekawy i coraz częściej stosowany). Wprawdzie pozostała część albumu nie była aż tak atrakcyjna, jednakże stanowiącym trzon zespołu trzem francuskim muzykom udało się zapisać w muzycznej zbiorowej pamięci. Od tego czasu milczenie z obozu Télépopmusik przerwane było tylko wydaniem solowej płyty znanej z "Breathe" wokalistki Angeli McCluskey. Po trzech latach zespół powrócił, by zmierzyć się ze swoim poprzednim wydawnictwem.

Pomimo ewidentnej próby ("Into everything") nie udało się im nagrać utworu na miarę tamtego hitu, dlatego tym razem bronić musiała się cała płyta. Do współpracy zaproszonych zostało ponownie trzech wokalistów - wspomniana Angela McCluskey, Deborah Anderson oraz Mau, obdarzonych odmiennymi głosami i wyraźnie preferujących nieco różne klimaty. Stąd tak szeroki przekrój na "Angel milk" - począwszy od dość nieudolnego naśladowania Massive Attack (Mau), poprzez sięganie pełnymi garściami do dorobku Bjork (Anderson, chociażby w utworze "Stop running away") aż po jazzowe wstawki nawiązujące do twórczości Billie Holiday. Pomimo tak dużego spektrum utwory są jednak bardzo spójne. Przewija się przez nie spokojny, chillout`owy klimat, który podkreślany jest przez częste użycie obok elektronicznych rytmów i dźwięków, także fortepianu, smyczków, instrumentów dętych czy harfy. Mimo tej pozornej różnorodności, trudno wskazać na pojedyncze utwory, które szczególnie wybijałyby się z całości. "Angel milk" to raczej kilkadziesiąt minut łagodnej, nieco nostalgicznej muzyki. Największym zarzutem wobec tej płyty jest brak oryginalności, który sprawia, że ani razu nie można być przez nią zaskoczonym. Jednak nie oznacza to, że słucha się jej źle. Jeśli szukacie akurat nierozpraszających dźwięków, które będą cicho sączyć się z tła, bez wahania możecie sięgnąć po tę płytę. Skupiając jednak na niej całą uwagę, bardzo szybko będziecie znudzeni. Dodatkowo przestrzegam przed wsłuchiwaniem się w teksty, które prezentują zdecydowanie niski poziom merytoryczny. Dlatego "Angel milk" polecam jedynie na specyficzne warunki.

[Aleksander Kobyłka]