polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
MERCURY REV  Secret Migration

MERCURY REV
Secret Migration

Po kilku pierwszych przesłuchaniach najnowszego albumu Mercury Rev nie mogłem ukryć rozczarowania. Znowu to samo! Romatyczne pieśni, pełne zwiewnego piękna i chwytające za nawet najbardziej zatwardziałe serce. Sęk w tym, iż ten szablon zastosowano już któryś raz z rzędu nie wnosząc w zamian nic nowego. A przeciez to przykre stwierdzenie kiedy wspomni się pierwsze, eksperymentalne płyty zespołu ("Boces"!) na których co chwile byliśmy zaskakiwani nagłym zwrotem akcji. Lata jednak lecą, to co zostało z tamtych czasów to pewna charakterystyczna szlachetność brzmienia i inteligentne melodie. I to własnie one zadecydowały, iż jednak słucha się tego albumu z olbrzymią przyjemnością. Jest w nich bowiem coś hipnotycznego, coś co zatrybia dopiero po którymś tam przesłuchaniu. No i jest jeszcze klimat, który pozostaje wewnątrz słuchacza na dłużej niż albumowe 45 minut. Składa się na niego baśniowy realizm i licealny idealizm. Nawet największy miłosny zawód staje się w nim czymś pięknym i potrzebnym.Co tu dużo mówić, ta płyta dodaje otuchy i siły w walce z każdym życiowym nieszczęściem. Zaś muzycznie jest to dla mnie ta sama wrażliwość która znamionuje dokania Red House Painters, Elbow czy też ostatnie płyty Nicka Cave'a. Można się więc czepiać, iż zaserwowali nam kolejną lekcję p.t "jak z gracją zjeść swój własny ogon" ale po wysłuchaniu tak znakomitych songów jak "Secret For A Song" lub "Vermillion" można im wybaczyć wszystko. I z lżejszym sercem kochać i cierpieć dalej.

[Marcin Jaśkowiak]