Przyznam, że nie podejrzewałem autorów tego projektu o znajomość. Jak się jednak okazuje, Nowy Jork nie jest wcale tak dużym miastem, skoro wokalista hard-core'owej kapeli Glassjaw Darryl Palumbo i producent Dan Nakamura vel Dan The Automator natrafili na siebie dzięki wspólnym znajomym i rozpoczęli muzykowanie. Z jednej strony mamy doświadczonego kolesia, którego niektóre projekty są już prawie kultowe, jak Handsome Boy Modelling School albo cudowny Lovage, z drugiej wokalistę do tej pory tworzącego przede wszystkim z towarzyszeniem ostrych gitar, choć ostatnimi czasy z zacięciem niumetalowym, w miejsce hard-core'owego. W każdym razie, pół roku wspólnych prób zaowocowało albumem, którego idea i sens są dla mnie trudne do uchwycenia. "Tokyo Decadence" to trzy kwadranse muzyki raczej niepoważnej, wręcz kpiarskiej i kiczowatej. Jednak ten mariaż popu, electro-punka i klimatów Duran Duran wypada nieprzekonująco. Zupełnie nie słychać talentu Dana, który niejednokrotnie w przeszłości potrafił oczarowywać a to kruchymi, delikatnymi chilloutami, a to tłustym hip-hopowym bitem, a to udanym flirtem z muzyką lekką i przyjemną. Podkłady Head Automatica także nie starają się być wyzwaniem dla słuchacza, ale uporczywe oscylowanie na granicy kiczu prędko nuży. Album mający być rozrywkowym powinien chyba oddziaływać wręcz przeciwnie. Otwierający płytę Brooklyn is Burning zwodzi rockowym zacięciem, które jednak prędko ustępuje banalnym kawałkom przeplatającym pop, lata osiemdziesiąte, rock'n'rolla, a nawet reggae, co już dobiło mnie zupełnie. Sytuacji nie ratuje Palumbo, który swoim niezłym głosem, stylistycznie nieco podobnym do Cedrica Bixlera, potrafił nadać agresji Glassjaw swoistego szlifu i lekkości, lecz tutaj staje się po prostu przeciętny. A jego falsetujące przeciąganie słów, które sprawiało, że hard-core nabierał lekkości i zapadał w pamięć, w przypadku Head Automatica wywołuje u mnie wizje Kajagoogoo.
Jeżeli ktoś spodziewał się, że z zestawienia dwóch odmiennych żywiołów powstanie wrzący amalgamat, raczej się zawiedzie. Jeżeli czegoś jest na tej płycie wiele, to żartów i lekkości, jednak mam wrażenie, że autorzy bawili się w studio bez porównania lepiej, niż słuchacz obcujący z efektem ich pracy. Szkoda, że ostatnimi czasy Dan the Automator rozmienia się na drobne, tak bowiem interpretuję jego płyty, które owiane intrygą zgromadzenia niezliczonej liczby niespodziewanych gości w niecodziennych wcieleniach, okazują się być puste w środku. W tej kwestii Head Automatica i nowy album Handsome Boy Modelling School okazują się być zaskakująco spójne. Niestety.
[Piotr Lewandowski]