Uchodzący za ekscentryka Fin Jimi Tenor nagrał zaskakujący, znakomity album, najlepiej jak dotąd podkreślający jego dziwactwa. Po flircie z elektroniką i syntetycznymi brzmieniami, Jimi Tenor spróbował wprowadzać swoje pomysły dzięki żywym istotom i żywym instrumentom, a tym samym jego muzyka nabrała ciekawszego wyrazu i lepszego polotu. Tak już było w przypadku albumu "Higher Plans" sprzed roku, tak jest i teraz, tyle że tym razem Tenorowi udało się coś więcej.
"Beyond The Stars" to w istocie wydawnictwo z muzyką wręcz filmową - nadającą się do ilustracji obrazu, mogącą posłużyć za udźwiękowienie jakiejś produkcji filmowej czy też indywidualnego spojrzenia na życie. Tenor stworzył wielce pomysłowy soundtrack, bawiąc się niemalże w kompozytorskiego wizjonera, przenosząc do świata realnego swoje najgłębsze muzyczne fascynacje. Otaczając się najrozmaitszymi muzykami, wspomagając ich jeszcze śpiewem chóru Aventur, udało mu się zamknąć w ramach płyty lotne muzyczne wizje, charakteryzujące się wpływami od lat 60 po współczesność. Wszystko zmienia się niczym w kalejdoskopie, przeplatają się brzmienia jazzowe, soulowe, swingowe, funkowe, rockowe - dzięki czemu płyta sprawdziłaby się tak wobec erotycznego jak i gangsterskiego obrazu filmowej czy nawet prawdziwej rzeczywistości. Zaiste, bardzo to zaskakujące i rozrywkowe, barwne i porywające. Pomysłów Tenora z tej płyty słuchać można na różne sposoby, najlepiej jednak zagłębiając się w paletę dźwięków, które niczym subtelne kolory barwią naszą wyobraźnię. Znakomita płyta iskrząca ekscentryzmem i prawdziwym muzycznym feelingiem.
[Tomek Doksa]