Duży zawód. Miała być wielka niespodzianka a skończyło się na muzyce do wind i supermarketów.
Ostatnimi czasy duet ex-DJów Jon Carter i Richard Fearless nie ma dużych powodów do zadowolenia. Najpierw przedobrzyli z nagrywanym 3 lata albumie "Scorpio Rising", który jako następca fenomenalnej płyty 'The Contino Sessions' wypadł dość blado. Zespół powtórzył ten sam patent co poprzednio: więcej żywych instrumentów plus zaskakujący dobór wokalistów (ostatnio Paul Weller, Hope Sandoval, Liam Gallagher, a wcześniej Iggy Pop i Bobby Gillespie). Powstał niestety bardzo nierówny album, w którym tylko gdzie niegdzie pojawiało się to magiczne "coś" .
Kolejnym ciosem okazała się nieudana sesja do nowej płyty Oasis, którą Richard Fearless wraz z Timem Holmesem zaczął jak producent. Po 3 tygodniach zespół oświadczył, że nie opublikuje tych nagrań i całą prace rozpocznie od nowa z innym producentem.
Jako że najlepszą obrona jest atak tym razem oczekiwanie na nowa płytę zespołu trwało tylko 2 lata (nie to co U.N.K.L.E.). Zapowiadano w całości instrumentalny i zaskakujący album. Na zapowiedziach się jednak skończyło. Chyba, że jako zaskakujące uznamy takie obniżenie lotów. Tylko kilka utworów na chwile skupia uwagę: pozornie radosny "Son of Rother", gitarowy i trzeba przyznać wyśmienity "Head" oraz mroczny i psychodeliczny "Anita Barber". Jednak to ledwie tylko 3 kawałki mieniące się w dodatku blaskiem poprzednich dokonań. Fani Death In Vegas mogli otrzymać zatem bardzo dobrego singla. Dostali jednak dodatkowo 8 zapychaczy z których wyziera rozpaczliwy brak pomysłów. Niektóre utwory snują się bez żadnego celu ("Black Lead", "Candy McKenzie"), kolejne brzmią jak produkcje Marka Bilińskiego i Kombi sprzed 20 lat po odjęciu melodii ("Zugaga", "Ein Fur Die Damen") a jeszcze inne porażają swym banałem i brakiem inwencji ("Reiger", "Come On Over To Our Side Soft"). Jak to możliwe żeby tak nagle stracić formę ? Umiejętność pisania porywających, psychodelicznych piosenek w taneczno-rockowej oprawie uleciała bowiem z tych facetów niczym forma z Adama Małysza (oby nie na długo).
Najlepszy komentarzem do tych wszystkich narzekań jest sprzedaż utworu "Hands Around My Throat" do jednej z reklamówek w TV (także i w naszej). To tak jakby Jon Carter i Richard Fearless zadeklarowali: powiedzieliśmy już co mieliśmy do powiedzenia teraz zaczynamy odcinać kupony.
Krótko mówiąc: "Satan's Circus" to pewniak w wyścigu do nagrody Największej Muzycznej Waty Roku 2005.
[Marcin Jaśkowiak]