Doczekaliśmy się w końcu nowej płyty najbardziej utalentowanego polskiego projektu elektronicznego. Coraz bardziej światowy Aural Planet nakładem coraz bardziej światowego Vivo serwuje pełnowymiarowy krążek zapełniony iście porywającymi wariacjami na tajemniczą i mroczną elektronikę, która, aż niesamowite, stworzona została pod polskim okiem. Czteroosobowy skład Aural Planet po raz kolejny uderzył bezpardonowo mogąc spokojnie zmagać się z dokonaniami nawet wytwórni Rephlex. Projekt nabiera rozmachu z każdą następną płytą i to wyraźnie słychać. Wiele tu zaczerpnięć z estetyki industrialnej, idm, klimat oscyluje wokół nagrań ill-bientowych co cieszy tym bardziej, że Aural Planet konsekwentnie drąży tę materię nie próbując zawiązywać niepotrzebnych kompromisów. Zgrabna produkcja i zwarta, pomimo gościnnych udziałów - wiele oto materiału zawartego na krążku to remixy zaproszonych gości - pojawia się m.in. MadMadeMan, Aes Dana, Ingarden. Biorąc jednak na swój warsztat kompozycje Aural Planet goście nie cechują ich rażąco odmienną barwą, ale wkomponowują się w styl dotychczasowych produkcji projektu. Dzięki temu płyta nie ma niepotrzebnych przestojów i odstających od reszty kombinacji. Zachowano też właściwe proporcje - mocnych bitów jest tyle ile być powinno, a odpocząć od nich pozwalają dodatkowo stonowane klikające ciepłe brzmienia. Całość okazuje się potwierdzeniem klasy artystów, bo choć nie stanowi najciekawszego dzieła w karierze Aural Planet, podtrzymuje odpowiednio wysoki poziom i uciera nosa niedowiarkom i sceptykom. Płyta wydana w bardzo ciekawym graficznie opakowaniu winna się dobrze sprzedać w naszym kraju, bo czas udowodnić, że oprócz pustego techno-łomotu, którym zapychane są głowy elektronicznych maniaków, potrafimy skierować się ku zaiste interesującym dźwiękom. Fatalnie wypadną polscy słuchacze, jeżeli Aural Planet bardziej popularni będą na Zachodzie.
[Tomek Doksa]