polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
CRANES Particles and Waves

CRANES
Particles and Waves

Choć niedawno wokalistka Alison Shaw skończyła 40 lat to jednak jej głosu czas się nie ima. Słuchając go ma się nadal wrażenie obcowania z małą, przestraszoną dziewczynką. Marzycielski klimat twórczości zespołu, datujący się od wydanej w 1994 r. płyty "Loved" wyparł dawne klaustrofobiczne, jazgotliwe pieśni którego ukoronowaniem były płyty "Wings of Joy" i "Forever". Po tej ostatniej muzycy Cranes zagrali światową trasę u boku The Cure po której na dobre już polubili zwykłe piosenki. Rozedrgane ściany gitar i duszną atmosferę zastąpili urzekającymi melodiami w akustycznym, czasem transowym a często także w popowym klimacie. W porównaniu z debiutanckim mini-longpleyem "Self Non Self" zarówno "Particles and Waves" jak i jej poprzednik "Future Songs" to kraina łagodności. Delikatnym, wciągającym sennym klimatem utworom ("Here Comes The Snow") niebezpiecznie blisko jest teraz do twórczości Mum ("Vanishing Point") i Bel Canto ("K56"). Tylko czasami pojawiają się echa dawnej zuchwałości ("Avenue A") i transowe feedbacki (tytułowy "Particles and Waves"). Czy to znaczy, że płyta jest słaba i nie warta uwagi ? Nie !!! Zbyt wiele jest w niej niepowtarzalnego baśniowego klimatu, który potrafi kompletnie zauroczyć. I nie przeszkadza mi w tym nawet nieporozumienie w postaci "Every Town", utworu w którym zaśpiewał Jim Shaw. Delikatnie mówiąc chłop nie powinien podchodzić do mikrofonu i mogli sobie ten numer spokojnie darować. Ale to detal. Liczy się to, że płyta wciąga i pozwala z sympatią pomyśleć o długich, jesiennych wieczorach.

[Marcin Jaśkowiak]