Przyznam szczerze, że do tejże płyty podszedłem bardzo sceptycznie. Nie chciałem uwierzyć, iż postać spoglądająca na mnie z okładki krążka jest absolutnym zaprzeczeniem nurtu francuskiej muzyki zwanego "french-touch". Sam ów nurt i jego etykieta od jakiegoś czasu solidnie przyprawiają mnie o ból głowy, bowiem poza sporą popularnością nie niosą ze sobą niczego tak naprawdę godnego uwagi.
Tym większe było moje zaskoczenie kiedy okazało się, iż druga płyta Avrila jest konsekwencją obranej kilka lat temu przez artystę drogi i zamiast chęci osadzenia się na mieliźnie francuskiej papki muzycznej (przynoszącej jednak spore dochody...), zaprezentował on nam następną, pełnowymiarową porcję trudnej do zaszufladkowania muzyki. Podobnie jak debiutancki "That Horse Must Be Starving", i ta płyta zawiera kompozycje o rożnych odcieniach, przeplatających się nawzajem, niekiedy stwarzających wrażenie kompletnie do siebie nie pasujących. Jest bowiem tutaj miejsce na iście francuską, delikatną elektronikę, są i mroczne, dynamiczne brzmienia z rejonów Massive Attack, ale co najbardziej może dziwić - wiele tutaj cybernetycznej gitary, która zamiast odstraszać, wspomagana mocną elektroniką urozmaica znacznie całość. Bratając się z gitarą, komputerem i keybordem, Avril robi z nich świetny użytek, nie serwując monotonnej dawki ciepłej elektroniki, ale tworząc dobrze brzmiącą mozaikę, godząc ze sobą klasyczne gitarowe dźwięki i to co ciekawe w elektronice. Niekiedy całość przypomina mi ostatni album projektu U.N.K.L.E. gdzie rewelacyjnie przecież połączono współczesną muzykę taneczną z brzmieniami jak najbardziej gitarowymi, korzystając nawet z tradycyjnej formuły kompozycji. Avril sam życzy sobie, by jego muzykę nazywać albo eksperymentalnym popem, a nawet rockiem, odcina się jednak zdecydowanie od owej popularnej wersji francuskiej elektroniki. Pomimo nawet faktu, że charakterystycznych francuskich elementów jest tutaj sporo, nie należy zapominać o sporej odwadze artysty, który nawet jeżeli od czasu do czasu przesadzi z 'kombinowaniem' w łączeniu wspomnianych wyżej dźwięków, udanie stworzył wielowymiarowe wydawnictwo, które w moim odczuciu zmienia oblicze francuskich producentów. Nie trzeba wcale stawać na głowie by pogodzić punk-rockowe fascynacje z najnowszymi odkryciami muzyki elektronicznej. Avril potrafi oto rozpocząć płytę niewinnie, po drodze kopiąc w tyłek zmutowanym electro, a kończąc brzmi niczym artysta wyjęty z katalogu francuskiego festiwalu piosenki. Pomysłów tu sporo, tyleż samo rozwiązań. A wszystko ładnie podane. Dobra rzecz dla poszukujących czegoś więcej niż bezpłciowych propozycji "french-touch".
[Tomek Doksa]