Do płyt, jakie w 2016 roku wydał Mikołaj Trzaska i jakie pewnie zapadną w pamięci na dłużej (pierwszy w pełni solowy album plus nagrana w orkiestrowym składzie muzyka do Wołynia), dołożył kameralny duet z Jackiem Mazurkiewiczem, też zresztą obecnym na drugiej z wyżej wymienionych. Nightly Forester jest kontynuacją ich pierwszego muzycznego spotkania, jakie rok wcześniej przyniosło minialbum Runo i jeśli tylko doczekałbym się dalszych jego odsłon, nie miałbym nic naprzeciw.
Dobrze pomyślane i czujnie wyimprowizowane nagranie prosto z kaszubskiego lasu, którego otoczenie słychać tu w zasadzie incydentalnie, a właściwą atmosferę kreują sami muzycy, swobodną improwizację prowadząc uważnie i niespiesznie, ciekawie rozkładając dramaturgię tej niecodziennej sesji. Wraz z kolejnymi „kompozycjami" (dziewięć, zazwyczaj krótkich, utworów) muzyka zdaje się dojrzewać, rosnąć, bazując na dialogu i wzajemnym słuchaniu, unikając nadmiernej krzykliwości, wzajemnego przebijania się z dźwiękiem do otoczenia, jakby miała brać górę troska o nienaruszanie leśnej harmonii. Jeśli spodziewaliśmy się mocniejszego uderzenia, trzeba by szukać gdzie indziej, ale ta kameralność ewidentnie się tu sprawdza. Zapada w pamięć, obecny i przywoływany w kontekście Trzaski już wielokrotnie, ten szczególny szorstki liryzm, właściwy też trochę i kontrabasowym pasażom Mazurkiewicza, może nie z takim ładunkiem emocji jak wcześniej choćby w muzyce do Róży (kojarzy się z miejsca, bo pierwotnie przygotowana była w duecie na saksofon i kontrabas właśnie), ale zostawiającej słuchacza z poczuciem uczestnictwa w ciekawym quasi słuchowisku wprost z leśnej sceny.
[Marcin Marchwiński]