Tom Grenwood, założyciel Jackie-O Motherfucker, w wywiadzie dla Popup siedem lat temu powiedział, że chciał, aby nazwa jego zespołu była ofensywna. Johny Kafta Anti Vegetarian Orchestra mają nazwę, która mówi o muzyce. Jest orkiestra, która nie serwuje sałatek, ale mięso – surowe, krwiste i ciężkie. Tak grają. To pierwsza i ostatnia płyta pod tym szyldem, chociaż muzycy wydali już wcześniej album Beach Party At Mirna El Chalouhi (ensemble to połączenie sił dwóch bejruckich składów – „A” Trio i Scrambled Eggs).
To muzyka gęsta i miarowa, która za punkt wyjścia bierze sobie kolektywną improwizację – raz mocniej czerpiąca z idiomu rockowego, a kiedy indziej free-jazzowego. Coś gdyby Godspeed You! Black Emperor spotkało Innercity Ensemble. Mocnym punktem odniesienia na większości materiału jest muzyczny trans wyznaczany przez syntezator Raeda Yassina albo bas Tony’ego Elieha. Do nich dołączają instrumenty kolejnych muzyków – elektryczne gitary Charbela Habera i Sharifa Sehnaoui, które brzmią przestrzennie i władczo jak w „Feed the Hostage“. Równie fantastycznie ze sobą dialogują w momentach kulminacji pierwszej części „In Praise of Habra“, gdzie kontrapunktuje je rozpędzona perkusja Maleka Rizkallaha. Jako jedyna osoba z dęciakiem wyróżnia się Mazen Kerbaj, który serwuje tu swoje popisy na trąbce, plastikowym puzonie czy mizmarze. To właśnie jego gra często wysuwa się na pierwszy plan, dopełnia soczyste i wielowarstwowe brzmienie zespołu. Czuć, że JKAVO to zwarty organizm. Rozbudowane ensemble wymaga dogrania się i długotrwałych prób, a tu słychać jak doskonale muzycy się rozumieją. I nie biorą jeńców. A jeśli biorą, to karmią ich obficie jak w otwierającym płytę utworze. Jeśli ktoś czuje potrzebę zobrazowania tego formą wizualną, niech otworzy okładkę winyla. Pod warunkiem, że nie jest wegetarianinem.
[Jakub Knera]