polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Godspeed You! Black Emperor  Asunder, Sweet and Distress

Godspeed You! Black Emperor
Asunder, Sweet and Distress

Na drugiej z rzędu płycie GY!BE mam wrażenie deja vu – nie dlatego, że kanadyjski kolektyw operuje od lat tą samą estetyką, ale ze względu na to, że przed wydaniem bardzo mocno ogrywa materiał na koncertach. I tak jak 'Allelujah! Don't Bend! Ascend! zawierało utwory naszkicowane jeszcze przed laty i długo znane tylko z wykonań live, tak Asunder… pod nazwą „Behemot” pojawił się na koncertach już w 2012 roku. Podobnie jak na 'Allelujah!, album wypełniają dwie rozbudowane kompozycje i kilkuminutowe interludia. Największym walorem albumu jest dla mnie distress. Emocjonalne portfolio GY!BE jest dobrze znane od lat i nie ma sensu go opisywać po raz n-ty. Ma ono lepsze i gorsze strony, a na mnie największe wrażenie robi w nim wściekłość koloryzowana melancholią. O porządnej wściekłości post-rock jako nurt dawno zapomniał, została mu przede wszystkim melancholia. Nowa propozycja GY!BE świetnie tę wściekłość przywraca, wręcz wysuwa na pierwszy plan. To masywna płyta, z wyrazistymi riffami tworzącymi trzon kompozycji, chwilami przywodząca na myśl Swans. Oczywiście brzmienia, struktury, kolory i nastroje tej muzyki są bardzo dobrze znane i na pierwszy rzut ucha rozpoznawalne. Ale tu nie chodzi o rewolucję brzmieniową, tylko o mocne i wyraziste kompozycje, niuanse i odrobinę inne akcenty niż ostatnio. No i ten wkurw.

[Piotr Lewandowski]