polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious

CoCArt Festival 2016
Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” | Toruń | 18-19.03.16

Po trzech latach w wielkiej sali kolumnowej toruńskiego CSW, CoCArt przeniósł się do nowej przestrzeni w tym samym budynku i miało to duże znaczenie. Sala kolumnowa ma bowiem tak potężny pogłos, że czasami to on stawał się głównym bohaterem festiwalu. Nowa przestrzeń na parterze zaoferowała dużo lepsze, bardziej neutralne warunki akustyczne, a jej rozmiar też lepiej odpowiadał frekwencji – jednak lepsza atmosfera panuje w pomieszczeniu mniejszym i pełnym, niż hangarze z rozproszonymi słuchaczami. Frekwencja w tym roku była zresztą niezła.

Dwa główne dni CoCArtu (na klubowy czwartek nie mogłem dotrzeć) odróżniały się od siebie głośnością – mieliśmy generalnie głośny piątek i cichą sobotę. Głośny piątek otworzyło trio Hypercolor, grające progresywny jazz-rock w duchu nowojorsko-zornowym. Do mnie nie przemawia już estetyka partyturowych łamańców, kiedyś oryginalna, ale dziś raczej będąca Tzadikową gębą. Hypercolor był w tej konwencji solidny, kompozycje miał naszpikowane patentami, ale po paru utworach słuchałem tego przegadania już jednym uchem. Drugi w programie duet Gerard Lebik / Piotr Damasiewicz zagrał koncert o największej dynamice – czasem na granicy słyszalności, zwłaszcza za sprawą trąbki Damasiewicza, czasem na granicy tolerancji słuchu, zwłaszcza za sprawą elektroniki Lebika. Początek był nawet obiecujący. Jednak momencie, gdy Lebik drugi raz zaatakował znienacka publiczność skrajnie głośnym białym szumem niczym Florian Hecker dekadę temu, zacząłem podejrzewać, że koncert wypełnią raczej gesty niż narracje. Niestety tak się stało. Pozostawanie w warstwie dźwiękowych drobiazgów i ścinków to moim zdaniem w 2016 roku za mało, a żadnej większej konstrukcji w występie Lebika i Damasiewicza nie dostrzegłem.

Kolejny koncert – Stara Rzeka - zgromadził najliczniejszą publiczność, ciekawe czy to kwestia Paszportu Polityki? Podejrzewam, że tak, bo na styczniowym koncercie Ziołka z Zimplem w Wawie też był taki tłum, jakiego wcześniej na koncercie Kuby nie widziałem. Na CoCArt Ziołek jak zwykle piosenki Starej Rzeki zaserwował jedynie na początek i koniec koncertu. Środek wypełniła instrumentalna, kosmiczna forma, w której nowością dla mnie był utwór oparty o minimalistyczne figury, przypominające mi nieco styl Dustina Wonga. Wszystko brzmiało dobrze, mocno i wyraziście, to był jeden z lepszych koncertów Starej Rzeki, jakie widziałem. Mam tylko wątpliwość, czy skupiając się na instrumentalnej, kosmicznej pół-improwizacji Ziołek, nie zaciera nadmiernie granicy między tym projektem a innymi, zwłaszcza Kapitalem. Na koniec wystąpił grecki zespół Mohammad, który lubię, ale przed przyjazdem do Torunia nie wiedziałem, że to już nie trio a duet. Na koncercie braku trzeciego muzyka się jednak nie odczuwało. Grane na sticku i elektrycznej wiolonczeli drony oraz kameralne formy zamplifkowane do monstrualnych rozmiarów robiły duże wrażenie, za sprawą kompozycyjnej cierpliwości, artykulacyjnej precyzji i świadomego brzmienia. Na koncercie, bardziej niż słuchając Mohammad z płyt, pomyślałem o Bohren and der Club of Gore, mistrach cierpliwego budowania kompozycji. Mohammad brzmią zupełnie inaczej niż Bohren, ale łączy ich umiejętność dopasowania majestatycznych kompozycji do właściwości instrumentarium. To był pierwszy i jedyny występ zespołu w Polsce, brawa dla CoCArt za dostrzeżenie niszy, którą warto było wypełnić. Doskonały koncert.

 

Drugi, generalnie cichszy dzień, przyniósł elektronikę na początek i koniec, oraz elektryczno-akustyczne improwizacje w środku. Przyniósł też sporo wizualizacji, może nadchodzi ich renesans po przesycie kilka lat temu? Elektronikę zaserwowały kobiety. Na początek zagrała Joanna Szumacher, której wcześniej nie miałem okazji usłyszeć. Nie przypominam też sobie, kiedy poprzednio na CoCArcie widziałem laptopowy występ. Szumacher zagrała muzykę przyjemną, ale bez szczególnych właściwości. Rytmicznie, brzmieniowo, melodycznie, kompozycyjnie była to muzyka czytelna, a ascetyczne wizualizacje z jakieś gry z epoki (jak sądzę) Atari czy C64 tworzyły wręcz przesadnie narzucający się kontekst. Zamykającemu wieczór koncertowi We Will Fail towarzyszyły za to zaskakująco barwne wizualizacje, swoiste martwe natury, roślinno-zwierzęce mozaiki. Było to nieoczekiwane tło do miarowo kroczącej, podszytej niepokojem i skupionej muzyki Aleksandry Grünholz. Jak wiadomo, do techno się kurde nie siedzi, ale w tym przypadku We Will Fail raczej naruszała granicę taneczności niż ją jawnie przekraczała, a dobre nagłośnienie podkreśliło świetne ułożenie dźwięków i, nomen omen, barw.

Dwa środkowe koncerty sobotniego wieczoru zagrały improwizujące duety o eksperymentalnym instrumentarium. Szwajcarski duet Diatribes amplifikował akustyczne odgłosy i delikatnie podlewał je elektroniką, tworząc snującą się, incydentalnie pulsującą formę. Cichą, wręcz ascetyczną o przewrotnym aspekcie performansu, który choć muzycy pozostawali bez ruchu, odbywał się gdzieś na stole przed nimi. Niezły koncert, ale przyćmiony przez te następny, jaki dali Angélica Castelló i Burkhard Stangl. W ich przypadku kluczowe było połączenie enigmatycznych źródeł dźwięku tworzonego przez Castelló z gitarowymi eksploracjami Stangla. Duet unikał przegadania, raczej był zwięzły w gestach i też dość cichy, ale jeśli chodzi o umiejętność połączenia sonorystycznych ekwilibrystyk z atrakcyjnością dźwiękowego planu, balansu między znaczeniem poszczególnych sytuacji a szerszą narracją, zagrał najlepszy z improwizowanych koncertów weekendu. W przerwach między tymi koncertami grał Avtomat, ale dla mnie idea przerwy polega na zrobieniu przerwy, więc niestety nic z jego występów nie zarejestrowałem.

 

W porównaniu do pierwszych edycji, programowy charakter ósmego CoCArtu był zupełnie inny. Tak było już w roku ubiegłym czy dwa lata temu, ale jak się okazuje, tak prozaiczna rzecz jak zmiana miejsca może odświeżyć formułę nawet z roku na rok. Dobrze, że CoCArt znalazł nową przestrzeń w CSW, która do niego świetnie pasuje i tworzy mniejsze ograniczenia repertuarowe niż sala kolumnowa. To tym bardziej pozwala z zainteresowaniem czekać na kolejną edycję.

[zdjęcia: Piotr Lewandowski]

Hypercolor [fot. Piotr Lewandowski]
Hypercolor [fot. Piotr Lewandowski]
Hypercolor [fot. Piotr Lewandowski]
Gerard Lebik / Piotr Damasiewicz [fot. Piotr Lewandowski]
Gerard Lebik / Piotr Damasiewicz [fot. Piotr Lewandowski]
Gerard Lebik / Piotr Damasiewicz [fot. Piotr Lewandowski]
Stara Rzeka [fot. Piotr Lewandowski]
Stara Rzeka [fot. Piotr Lewandowski]
Mohammad [fot. Piotr Lewandowski]
Mohammad [fot. Piotr Lewandowski]
Mohammad [fot. Piotr Lewandowski]
Joanna Szumacher [fot. Piotr Lewandowski]
We Will Fail [fot. Piotr Lewandowski]
We Will Fail [fot. Piotr Lewandowski]
Diatribes [fot. Piotr Lewandowski]
Diatribes [fot. Piotr Lewandowski]
Diatribes [fot. Piotr Lewandowski]
Angélica Castelló / Burkhard Stangl [fot. Piotr Lewandowski]
Angélica Castelló / Burkhard Stangl [fot. Piotr Lewandowski]
Angélica Castelló / Burkhard Stangl [fot. Piotr Lewandowski]