Artyści z katalogu wytwórni Constellation Records niezbyt często odwiedzają Polskę, a jeśli już to są to zazwyczaj sprawdzone marki (Godspeed You! Black Emperor czy Matana Roberts). A przecież ta wytwórnia, której albumy na Popup opisujemy regularnie, rzadko kiedy ma złe strzały wydawnicze. Przydałoby się ich więcej. Jerusalem in My Heart wydaje się jedną ze spokojniejszych i bardziej kameralnych odsłon z katalogu, jednak tylko pozornie. W Gdańsku Radwaan Ghazi Moumneh rzadko kiedy eksplorował rytmikę (co robił podczas Off Festivalu w 2014), za to położył nacisk na przestrzenne drony, przeplatane zagraniami podpiętego do prądu i efektów buzuki czy samplami z arabskimi motywami muzycznymi. Dodatkowo muzykę wzbogacał bliskowschodnim śpiewem, co w największym stopniu dodawało jej kolorytu. Nie jestem przekonany czy tak duży zestaw instrumentów (syntezator i gitarowe efekty) był potrzebny, skoro zdecydowana większość muzyki była odtwarzana z sampli - szkoda, bo Libańczyk bez problemu mógłby te dźwięki generować na żywo, nie korzystając z półśrodków. Przez to konstrukcja wielu kompozycji wyglądała podobnie. Efektywnym dopełnieniem były wizualizacje Charlesa-André Coderre na taśmie 16mm, które nadawały koncertowi dynamiki i wzmacniały jego narrację. Ten był stosunkowo krótki, ale w kilku momentach na scenie działy się rzeczy bliskie tym, które tworzą wspomniani na początku GY!BE. Było intensywnie i właśnie ten element muzyki JIMH robił wrażenie w największym stopniu.
[zdjęcia: Jakub Knera]