Powrót Godflesh to jeden z tych powrotów, w którym wrażenie, jakby czas się zatrzymał, jest pozytywne czy wręcz pożądane. Dwa ubiegłoroczne wydawnictwa Broadricka i Greena przyniosły potężną porcję zimnego, desperackiego, mechanicznego grania. Koncert przyniósł te walory w jeszcze większym natężeniu - było piekielnie głośno, bezdusznie, niemal bez słowa komentarza. Jedynym była krótka polemika Broadricka z technicznymi, którzy nie byli w stanie ogarnąć projektora i koncert odbył się bez wizualizacji. W magazynowym (jak sama nazwa wskazuje) Magasin 4 nadało to występowi odlskulowy sznyt. Program był także charakterystyczny dla koncertów takich powracających zespołów, czyli w pierwszej połowie przede wszystkim nowy materiał, w drugiej więcej staroci. Apokaliptyczny, miążdżący koncert - o to chodziło. Jako suport wystąpił belgijsko-portugalski duet Fujako, grający elektronikę posępno-dubową z wokalnymi samplami. Bez szału, ale na pewno taki set był lepszym pomysłem na otwarcie wieczoru niż jakikolwiek gitarowy zespół.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]