Click here for the English version of this Article.
Gary Lucas to taki człowiek, który znajduje się gdzieś na muzycznych peryferiach tak mainstreamu, jak i alternatywy. Choć może nie jest postacią w tym drugim ze światów kultową na miarę swojego imponującego dorobku, to jednak z drugiej strony nawet tak mainstreamowy magazyn jak Rolling Stone uznał go za „jednego z najlepszych i najbardziej oryginalnych gitarzystów w Ameryce – współczesnego gitarowego cudotwórcę”. Czuje się jednakowo dobrze w chińskim popie, jak i folkowym fingerpickingu czy też avant-jazzie. Najbardziej znany jest z współpracy z Captainem Beefheartem na jego dwóch ostatnich albumach (a nawet był jego menadżerem) oraz z kolaboracji z Jeffem Buckleyem (którego nazwał kiedyś „młodym Heathcliffem”). Owocem tej ostatniej były dwie napisane w całości przez Lucasa otwierające piosenki z „Grace” (a także cała masa wydanych pośmiertnie wspólnych utworów na kompilacji „Songs to No One). Co więcej, Buckley znał się z Lucasem na długie lata przed swoimi 5 minutami sławy – Buckley był jednym z wokalistów w supergrupie Lucasa – „Gods and Monsters” gdzie grały też takie tuzy, jak Tony Maimone z Pere Ubu, John Langford z The Mekons, Keith Leblanc (stały współpracownik Marka Stewarta), Rolo McGinty z The Woodentops i Anton Fier z Lounge Lizards / Pere Ubu / Feelies / Golden Palominos. Ostatnią kolaboracją Gary’ego była wspólna płyta z legendą prog/art-rocka, Peterem Hammillem. Ogólnie łatwiej byłoby powiedzieć z kim Lucas nie współpracował niż odwrotnie – od Lou Reeda przez Nicka Cave’a na Future Sound of London skończywszy.
Jakub Krawczyński: Porozmawiajmy o Twoich wschodnioeuropejskich korzeniach. Wiem, że jesteś pochodzenia niemiecko-żydowskiego, czeskiego i polskiego – czy mógłbyś opowiedzieć trochę szerzej o polskim elemencie tej układanki?
Tak, moja rodzina od strony matki pochodziła z Jedwabnego, a dokładniej byli to rodzice mojej mamy. Mieli na nazwisko Pekarsky – co można by przetłumaczyć na angielski jako „Baker” – i później zmienili je na Goldman gdy mój dziadek przybył do USA. Obydwojgu udało się opuścić Polskę w czasie Pierwszej Wojny Światowej – dziadek został „przemycony” z Polski w przebraniu małej dziewczynki aby uniknąć naboru do polskiej armii, który był obowiązkowy dla mężczyzn. No i po pewnym czasie, jaki spędzili w Nowym Jorku ostatecznie osiedlili się w Auburn w stanie New Jersey. Niektórzy członkowie ich rodziny zostali jednak w Jedwabnem i zostali straceni w tamtejszym pogromie w lipcu 1941.
Captain Beefheart był znany z niecodziennych poleceń jakie wydawał swoim instrumentalistom, czy przypominasz sobie jakieś dziwne sytuacje w trakcie nagrywania materiału z nim? Jakie to było przeżycie, spędzać z nim czas i grać dla niego?
No cóż, zawsze musiałeś trzymać się na baczność. Szeptał enigmatyczne instrukcje tuż przed twoją partią – na przykład zanim wykonałem utwór solowy „Flavor Bud Living” z „Doc at the Radar Station” szepnął mi „graj jakbyś umarł!”. Miał mnóstwo magicznych obserwacji, które przeradzały życie codzienne w pobyt w zaklętym królestwie. Samo przechadzanie się po ulicach Nowego Jorku tam gdzie normalnej osobie zajęłoby 5 minut – jemu zajmowało godzinę, bo czuł potrzebę do zatrzymywania się i komentowania wszystkiego co tylko mu przychodziło mu na myśl i przenikało do wyobraźni. Jego spojrzenie na świat nie odrzucało najdrobniejszych nawet detali.
Jak to się stało, że tak bardzo polubiłeś stare horrory? Co Cię do nich najbardziej przyciąga? Masz jakieś ulubione?
Uwielbiałem to poczucie grozy jakie wzbudzały we mnie gdy byłem dzieckiem – ale również doceniam subtelność z jaką były nakręcone, sztukę przerażania jedynie poprzez sugerowanie horroru – coś, co zanikło dzisiaj wraz z nadejściem efektów generowanych komputerowo i nadmiernej ilości krwi i gore, która jest już normą w dzisiejszych horrorach. Przyprawia mnie to o mdłości. Niektórzy z moich ulubieńców to: „Wyspa Doktora Moreau”, hiszpańskojęzyczna „Dracula”, „U Progu Tajemnicy”, pierwszy „King Kong” i większość adaptacji Edgara Alana Poe w reżyserii Rogera Cormana – po prostu fantastyczne filmy.
Jak wpadasz na pomysły na soundtracki do starych filmów niemych? Czy są one zamawiane?
Po raz pierwszy wpadłem na coś takiego w 1989, kiedy Brooklyńska Akademia Muzyki zaoferowała mi występ, w którym połączyłbym swoją muzykę z inną formą sztuki więc naturalnie wybrałem film, bo bardzo kocham kino (kiedyś w Syracuse w New Jersey zapraszałem do swojej piwnicy na pokazy filmowe dzieciaki z sąsiedztwa). Słyszałem o „Golemie” – niemieckim filmie niemym z 1920 opowiadającym fantastyczną opowieść o rabinie, który tworzy człowieka z gliny aby chronić i służyć żydowskiej społeczności – znalazłem kopię w Museum of Modern Art, zgadałem się z moim przyjacielem z dzieciństwa, Walterem Hornem (który gra na klawiszach) i… odjechaliśmy. Jakimś cudem udało mi się znaleźć kopię na VHSie (jeszcze przed czasami DVD) i właśnie z tego źródła pracowaliśmy nad tym z Walterem. Na dzień dzisiejszy mam 8 ścieżek dźwiękowych, nie wszystkie z nich są do horrorów czy filmów fantasy, a większość z nich była stworzona na zamówienie. Niektóre z nich przygotowywałem na ich premiery na Festiwalu Filmu w Hawanie!
Czy jest jakiś wielki film (niemy bądź nie) do którego marzy Ci się skomponowanie ścieżki dźwiękowej?
Nosferatu mogło by być niezłą frajdą.
A jaki soundtrack zrobił na Tobie największe wrażenie?
Bez wątpienia ścieżka dźwiękowa Bernarda Herrmanna do „Psychozy” Alfreda Hitchcocka – elektryzująca i ikoniczna.
W jaki sposób tworzenie piosenek z o bardziej piosenkowej formie, jak np. z Jeffem Buckleyem różniło się od Twoich solowych, eksperymentalnych i swobodniejszych strukturalnie rzeczy?
No cóż, objawiam się w wielu wersjach i formach swojej muzycznej persony i wszystkie je jakoś rozgraniczam, więc to wszystko jest dla mnie naturalne. A poza tym, można powiedzieć, że niektóre z moich bardziej znanych piosenek, jak na przykład „Grace” i „Mojo Pin” Jeffa Buckleya brzmią jak mini-soundtracki filmowe gdy patrzy się na nie pod kątem instrumentalności i tak właśnie one powstały – jako czysto solowe gitarowe instrumentalizacje, które zatytułowałem „Rise Up to Be” i „And You Will”.
Co byś uznał za swój najlepszy moment z Jeffem Buckleyem?
Nagrywanie dem do „Grace” i „Mojo Pin” w małym studio w SoHo w sierpniu 1991. Kiedy usłyszałem nagrania – wstępne miksy – pomyślałem, że stworzyłem z nim muzykę która wstrząśnie światem. No i tak się stało!
Ze wszystkich stylów gitarowych, czy jest jakiś konkretny w którym najlepiej się odnajdujesz?
Kocham fingerpicking na gitarze akustycznej. Ale też uwielbiam elektrycznego bluesa. Nie wiem, powiedziałbym, że wszystko co robię, czy to będzie chiński pop z lat 30., muzyka filmowa czy regularne piosenki – wszystko to ma w sobie jakieś tchnienie bluesa.
Oprócz tworzenia muzyki, byłeś także kierownikiem stacji radiowej i pisywałeś o muzyce. Czym się różni od siebie wykonywanie muzyki i krytyka muzyczna? Czy to drugie miało wpływ na to pierwsze?
Nie, nie wydaje mi się. Obecnie raczej stronię od pisania o muzyce, no chyba, że chcę aby inni ludzie odkryli coś, co kocham. Jestem zażenowany niektórymi swoimi wczesnymi recenzjami bo myślę, że byłem aż nazbyt negatywny i drwiący tylko po to by być na przekór z innymi.
W zeszłym roku odszedł wybitny artysta – HR Giger. Z tego co wiem, przyjaźniliście się. Jak go poznałeś? Jakie dla Ciebie znaczenie ma jego sztuka? Czy kiedykolwiek ze sobą współpracowaliście?
Poznałem go kiedy jego business manager był w Nowym Jorku na moim koncercie (czy tam dwóch) i zaprosił mnie do Pragi na retrospektywę jego prac w Narodowym Muzeum Techniki, gdzie wykonywałem „Golema” – jeden z jego ulubionych filmów. Nigdy z nim jednak nie współpracowałem, czego naprawdę żałuję – myślę, że wyszłoby fantastycznie. Był jedną z najbardziej niesamowitych osób jaką poznałem. Spójrz tylko na jego sztukę.
Skoro już mówimy o Gigerze, to czy widziałeś ten film dokumentalny o Diunie Alejandro Jodorowskiego? Jakie były Twoje wrażenia?
Świetny dokument! I jaka szkoda, że nie udało mu się przenieść swojej wizji na ekran – i tak wiele późniejszych filmów sci-fi czerpało z tylu wątków z jego kreacji bez żadnego słowa podziękowania.
Twoja muzyka wydaje się być zainspirowana innymi źródłami niż muzyczne. Czasami wydaje się być niczym abstrakcyjna akwarela. Czy inspirujesz się czymś innym poza muzyką?
Jasne – kocham literaturę, kino i sztukę, więc moja wrażliwość wyniesiona z tych pięknych form estetyki podświadomie przenosi się do mojego grania.
Z pokaźnego portfolio Twoich kooperacji, kilka z nich szczególnie wyróżnia się – szczególnie te z Future Sound of London i DJ Spooky’m. W jakich okolicznościach z nimi współpracowałeś?
Muzycy Future Sound of London usłyszeli moją wersję “Rise Up to Be” – oryginalną wersję tego, czym później stało się “Grace” – z długą psychodeliczną improwizacją jako codą (którą uwielbiam grać). Garry Cobain i Brian Dougans po usłyszeniu mojej wersji skontaktowali się z wytwórnią która wydała epkę z tą wersją. Bardzo spodobała się im moja wersja i sądzili, że pochodzą z tej samej psychodelicznej przestrzeni, co ja. DJa Spooky’ego spotkałem podczas eventu Hala Willnera upamiętniającego Harry’ego Smitha i dobrze nam się ze sobą gadało, jest bardzo sympatycznym facetem…więc pomyślałem, że fajnie byłoby coś razem ze sobą zagrać i jemu też to pasowało.
W jaki sposób podróżowanie wpływa na Twoje pomysły związane z muzyką?
Myślę, że jedne z moich najlepszych pomysłów zrodziły się kiedy podróżowałem, komponując w hotelach gdy miałem wolną chwilę. Nadal uwielbiam wybierać się w trasy koncertowe.
Co Ci daje energii do prowadzenia wykładów i udzielania lekcji muzycznych? Jaka jest dla Ciebie najlepsza motywacja? Co w tym wszystkim sprawia, że warto dla tego żyć?
Lubię służyć pomocą młodszym muzykom czy też muzykom w ogóle. Gdy ktoś do mnie podchodzi i mówi, że moja muzyka zmieniła ich życie i byli nią zainspirowani jest wielkim wyróżnieniem – to najlepsze uczucie jakie znam :)
Czy słuchasz jakichś współczesnych artystów i czy jest coś z, powiedzmy, ostatnich lat, co przykuło Twoją uwagę?
Jasne, uwielbiam włoskiego wokalistę Paolo Conte… Joanna Newsom brzmiała naprawdę świeżo gdy ją zobaczyłem na koncercie grającą na harfie solo…no i jeszcze zmarła wokalistka Lhasa de Sela była zdumiewająca, przykro mi mówić, że usłyszałem jej muzykę dopiero w zeszłym roku już po tym jak odeszła. Była po prostu niesamowita.
Czy masz jakieś inne hobby poza muzyką i filmami, które aktywnie uskuteczniasz?
Myślę, że czytanie. Ale to za mało…na pewno by coś jeszcze się przydało, bo gdy nie mam nic do roboty, to zaczyna odbijać mi palma :)
Jakub Krawczynski: Let’s discuss your Eastern European roots, I know you are of German-Jewish, Czech and Polish descent but could you elaborate on the Polish side of this equation?
Yes, my family on my mother’s side hailed from Jedwabne. Both my mother’s mother and her father in fact came from Jedwabne. The family name was originally Pekarsky, which would translate into English as Baker—and it was changed to Goldman when my grandfather came to the US. Both of them were able to leave Poland around the time of World War One—my grandpa was smuggled out of Poland dressed as a little girl in order to avoid being conscripted into the Polish Army!, which was mandatory for males. And eventually after a spell in NYC they settled in Auburn NY. Some of their family members remained behind in Jedwabne however, and perished in the infamous pogrom there in July 1941.
Captain Beefheart was famous for unorthodox instructions for his players, do you recall any weird occurrences surrounding recording with him? What was the experience like, to hang out and play with him?
Well you always had to be on your toes!! He would whisper arcane instructions to you before you played—for instance before I performed the solo piece “Flavor Bud Living” which is on his “Doc at the Radar Station” album he whispered to me “Play like you died!” He was full of magical observations that would transform the everyday into an enchanted kingdom. Just walking down the street in NYC would take him an hour where it might take a normal person 5 minutes, because he needed to stop and comment on everything that crept into his vision and consciousness. He had no filters on the world.
How did you develop your fondness for old-school horror movies? What is the main draw to them for you? What are your favourites?
I loved the sense of dread they induced in me since I was a little boy—but I also admire the subtlety by which they were made, the artistry of terrifying by showing only a suggestion of horror--which has vanished today with the advent of CGI FX and overt gore and blood-letting which is standard fare in horror films today. This just nauseates me. Some of my all-time favorites include “Island of Lost Souls”, the Spanish language “Dracula”, “Dead of Night”, the original “King Kong” , and most of the early 60’s Roger Corman Poe cycle—just fantastic.
How do you come up with the ideas for the soundtracks for old silent movies? Are the soundtracks that you do commissioned?
I had the idea back in 1989 when I was offered a commission by BAM (Brooklyn Academy of Music) to combine my music with another art form, and I naturally chose film, based on my love of cinema (I used to show films to the neighborhood kids in my basement in Syracuse NY growing up). I knew of “The Golem”—essentially a German silent film from 1920 telling the fantastic tale of a rabbi creating a man out of clay to serve and protect the Jewish community—found a print at the Museum of Modern Art—and got with my childhood friend Walter Horn who played keyboards—and we were off!! Somehow I obtained a copy of their print on a VHS tape (before the days of DVDs) and that is what I and Walter worked from to develop our score. These days I have about 8 live scores, not all for fantasy or horror films too, and most of the were commissioned: http://garylucas.com/www/film Some were prepared originally for premiere at the Havana Film Festival in Cuba!
Is there any great film, silent or not, you dream of composing a soundtrack for?
“Nosferatu” could be fun :- )
What film soundtrack did leave the biggest impression on you?
Undoubtedly Bernard Herrmann’s score for Alfred Hitchcock’s “Psycho”—just thrilling and iconic.
How was the experience in creating tracks with more song-oriented structure with – let’s say – Jeff Buckley differ from your solo, experimental, less restrained structurally stuff?
Well I guess I just have compartmentalized all the different iterations and manifestations of the “Gary Lucas” musical persona, so it all feels natural to me. Plus in a way, some of my famous songs such as Jeff Buckley’s “Grace” and “Mojo Pin” sound like little min-film soundtracks to me as pure instrumental music—which is what they began as , purely solo guitar instrumentals I titled “Rise Up to Be” and “And You Will”.
What would you say was the single greatest moment with Jeff Buckley?
Recording the demos to “Grace” and “Mojo Pin” in a little Soho studio in Aug. 1991. When I heard the playbacks—just rough mixes—I thought I’d created music with him that would shake the world. And it did!
Out of all guitar playing styles, is there any style in particular which you find most comfortable to you?
I love fingerpicking acoustic guitar. But I also love electric blues! I don’t know, I’d say anything I do, whether it be 30’s Chinese pop, film music or songs, has a touch of the blues in it.
Besides playing music, you were also a radio station manager and a writer. How does the experience of playing music and writing art critique differ? Did the latter have any influence on the former in your case?
I don’t think so. I try nowadays to avoid writing about music unless I want to turn people on to something I love. I am embarrassed by some of my early reviews, as I think I was a touch negative and snide for no reason other than to be contrary :- )
Last year, a great artist in HR Giger passed away. From my understanding you two were friends. How did you meet him? What does his art mean to you? Have you two ever collaborated?
I met him as his business manager in NYC came to a show or two of mine, and thought to invite me to Prague for a retrospective of his work in the National Technical Museum, where I performed with “The Golem”, one of his favorite films. I never did actually collaborate with him which I really regret—I think it would have been fantastic! He was one of the most intense people I’ve ever met. Just look at his art!
Speaking of Giger, have you seen the document about Alejandro Jodorowsky’s Dune (for which he created artwork and scenography)? What were your impressions?
What a great documentary! And what a shame he never could get his vision off the ground—and that so many subsequent sci-fi films appropriated vast chunks of his vision uncredited in so many different film sequences.
Your music seems to be inspired by other sources than musical ones. Sometimes it seems like an abstract waterpainting. Are you inspired by anything else besides music, in particular?
Sure—I love literature, cinema and art, so I think my sensibilities attuned to these beautiful forms carry over into my playing unconsciously.
Out of the impressive catalogue of your collaborations, a couple of them notably stand out, especially the ones with The Future Sound of London and DJ Spooky. How do you recall collaborating with them?
Future Sound of London heard my version of “Rise Up to Be”—the original guitar music that became “Grace”—which had an extended psychedelic coda improvisation which I love to play https://www.youtube.com/watch?v=DsPpAitcX1c They heard that and Garry Cobain and Brian Dougans, the two principals, reached out to me through the label that put out the original EP with that music on it. My rendition made a real impression on them, as they thought I was coming from a similar psychedelic space as them. DJ Spooky I met at one of the producer Hal Willner’s multi-artist tributes to Harry Smith, and we hit it off, he’s a very nice guy…so I thought it might be a good idea to collaborate, and he was down with that.
How does the travelling influence the way you think about music?
I think some of my best musical ideas have come up when I was on the road, writing in hotel rooms when I had a stolen moment. I love to travel on tour still.
What does drive you to give lectures and give music lessons? What’s the best motivation for you? What kind of gratification is the one that you live for?
I love to give of my self to younger musicians, or musicians at all levels. To have someone come up to me and tell me my music made a difference to them and they were inspired by it is so gratifying—it is the best feeling I know :-)
Do you listen to any contemporary artists and is there anything from, let’s say, past 10 years that caught your attention in particular?
Sure, I love Paolo Conte, the Italian singer/songwriter…. Joanna Newsom really sounded so fresh to me in concert on solo harp also…and the late singer Lhasa de Sela is just breathtaking, I am sorry to say I only heard her music last year after she had passed away. Just magnificent
Do you have any other hobbies besides music and films that you actively pursuit?
Reading I guess. But it’s not enough…I definitely need one, because when things slow down I go stir crazy :- )
[Jakub Krawczyński]