polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Taurus No / Thing

Taurus
No / Thing

Jako wielki entuzjasta talentu Stevie Floyd, z dużym zaciekawieniem przyjąłem informację o jej najnowszym projekcie, który tak jak fenomenalny Dark Castle jest duetem, a którego Amerykanka współtworzy z Ashley Spungin z Purple Rhinestone Eagle. Podchodziłem do tego wydawnictwa z lekką obawą o dublowanie się lub próbę zastąpienia starego tworu nowym, jednak moje niepokoje zostały rozwiane na dobre, a sam krążek pretenduje do tytułu metalowej płyty roku.

Doświadczane tutaj katharsis tylko krótkimi chwilami przywołuje na myśl klimaty ciężkiego i głośnego doomu, z którym dotychczas kojarzona była Floyd. Początkowe trzy utwory rozpoczynają się monologami, które od razu wciągają słuchacza w paranoidalną przestrzeń wypełnioną genialnymi wokalami, gitarą, perkusją, ale także – i to duża niespodzianka – świetnie wplątanymi w całość organami, syntezatorami, samplami oraz ukulele. Wielowarstwowość oraz nadzwyczajny nastrój powodują, że mamy do czynienia z awangardowym eksperymentem, który bardziej pasowałby jako soundtrack do mocnego thrillera lub horroru, aniżeli z klasycznym metalowym albumem, gdzie największy nacisk kieruje się na klarowność utworów, dysonanse oraz hałas.

Rewelacyjnie zbalansowany longplay rozpoczyna się od dwóch bliźniaczych kompozycji. Zarówno „No/ Thing Longing, Human Impermanence” jak i „Lives Long For Own” oparte są na postmetalowej manierze. Charakteryzują się klarownymi uderzeniami, zaczepnymi riffami oraz hipnotycznymi wokalami. To właśnie głosy, jęki, krzyki, ale i czysty śpiew odgrywają dominującą rolę w całej produkcji, perfekcyjnie wytyczając szlaki, którymi podąża słuchacz. Dzięki temu, może odnaleźć zarówno momenty wyciszenia i ekscytacji jak i – co zdarza się częściej – motywy mroku czy wręcz desperacji. Tę lżejszą przestrzeń można odnaleźć w pełnym skupienia i równowagi „Set Forth On The Path Of The Infinite”. Doskonale skrojona krzyżówka głosów, bębnów oraz organów przywołuje na myśl powolną, ponad dziesięciominutową agonię, która zostaje wyciszona przez kończącą całość partię ukulele. To właśnie wyśmienite przejścia są obok wokali i klimatu tym, co świadczy o wyjątkowości No / Thing.

Niesamowitą atmosferę kontemplacji podtrzymuje – a w drugiej fazie cudownie rozwija – „Increase Aloneness”. Przenoszący w świat buddyjskiej przestrzeni utwór, powoli budzi z obezwładniającego transu z każdą kolejną minutą przybierając na sile. Ten trzynastominutowy gigant, wzbogacony o męski wokal Billy’ ego Andersona, z łagodnych wybić perkusji przeobraża się w „ryczącą bestię”, co dokonuje się za pośrednictwem ciężkich gitar, rzęsistych uderzeń perkusji oraz psychodelicznych zawołań. „Increase Aloneness” stanowi najlepszą pozycję na płycie oraz pretenduje do grona jednego z najbardziej „tripowych” utworów słyszanych w ciągu ostatnich kilku lat. Zapadającą w pamięć surowość przekazu wzmacnia kończący album, pełen schizoidalnej perkusji oraz przerażającego ryku „Recede”.

Debiut Taurus to rzecz absolutnie fantastyczna, która miażdży w swojej potędze i jest jednym z największych odkryć - nie tylko tego roku. No / Thing stanowi dzieło wzbudzające nowe inspiracje i wyznaczające nowe kierunki, dodając muzyce jeszcze większej głębi. To jedna z tych płyt, która ma ogromne szanse zostać w świadomości na długie lata. Maestria.

[Dariusz Rybus]