polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious

Incubate Festival 2014
Tilburg | 18-21.09.14

Po paru latach przymiarek do wyjazdu na Incubate, podkręcanych relacjami Michała Nierobisza i spalających na panewce przez opór codzienności, wreszcie udało mi się dotrzeć do Tilburga – podobnie jak licznemu gronu polskich zespołów. Opierając się na relacjach z ubiegłych lat mam wrażenie, że dziesiąta edycja festiwalu w mniejszym stopniu niż w przeszłości oscylowała wokół pewnego konceptu (np. piractwa i creative commons ze dwie edycje temu), a w większym stopniu była eklektycznym, choć nieprzypadkowym festiwalem muzycznym z drobnym udziałem sztuk wizualnych i filmu. W przypadku wizyty na weekend a nie cały tydzień, to nawet dobrze, łatwiej się skupić i nie tracić czasu na poszukiwanie n-tego dna. Incubate wydaje się wzorcowym festiwalem miejskim, odbywającym się w kilkunastu klubach oddalonych czasem o kilka metrów, a czasem o kilka minut marszu lub jazdy rowerem od siebie. Kto jednak myśli, że taką ideę można łatwo przeszczepić gdzie indziej, jest moim zdaniem w błędzie, a to dlatego, że liczba miejsc o świetnym nagłośnieniu i dobrych warunkach jest w Tilburgu wręcz oszałamiająca. Dziesięć raz większa Warszawa nie ma nawet połowy tej liczby dobrych koncertowych sal.

Odkrywanie tych miejsc, od dużych do małych, to dodatkowa atrakcja festiwalu. Największą przestrzenią Incubate był teatr Schouwburg. Tam w niedzielę doskonały, potężny lecz finezyjny i w dobry sposób podniosły koncert zagrali Thee Silver Mt. Zion Memorial Orchestra (głównie z nowym materiałem), a wcześniej bardzo dobrze wypadła też Marissa Nadler z towarzyszką instrumentalistką. W wyprzedaną sobotę do teatru nie zmieścili się wszyscy chętni na Current 93. Podobnie było w dwupoziomowym Midi na koncercie Wovenhand, choć tam po kwadransie już można było wejść. David Eugene Edwards z zespołem utwierdził mnie w przekonaniu, że choć do słuchania jego płyt nie mogę się zmusić, to na żywo zawsze robi duże wrażenie. I nawet nie wydaje się tak bardzo ewangeliczny.

W 013 – trzysalowym klubie, który w poprzednich latach stanowił centrum festiwalu (tam odbywa się też Roadburn) – w tym roku koncerty były tylko w czwartek. Frekwencja nie należała jednak do oszałamiających. Na afiszu: kobiety za konsoletą – Maria Minerva, The Space Lady, Holly Herndon, Paula Temple, a na koniec Cosey Fanni Tutti w towarzystwie nieodłącznego jej Chrisa Cartera i znanej z Factory Floor Nik Colk Void. Maria Minerva wypadła blado, zwłaszcza, że jej przyśpiewki live niewiele wnoszą do puszczanych z laptopa podkładów – nie był to nawet półplayback, coś jak trzy czwarte raczej. Pozytywnym zaskoczeniem była Holly Herndon. O ile zachwyty nad jej płytą wydają się na wyrost, to live act Amerykanki robi niespodziewanie dobre wrażenie. W dużej części za sprawą oprawy wizualnej. Vj artystki projektował na dwa duże ekrany przypadkowy internetowy surfing – trochę Facebooka, desktop Herndon, przez który komunikowała się z publicznością; było to proste, ale efektywne – na zasadzie: nigdy byś o tym nawet nie pomyślał... W synchronizacji z generowanymi przez Herndon dźwiękami – zwałami stopniowo zagęszczających się pogłosów; nie była to muzyka taneczna per se, zdecydowanie nie – robiło to duże wrażenie. Drugim pozytywnych zaskoczeniem tego wieczora było duo Gazelle Twin, które zdecydowanie wydaje się poważnym kandydatem do przejęcia pałeczki od Crystal Castles, którzy nieco zwolnili w sztafecie electro. Gazelle Twin ma wszystko, co potrzeba, żeby przejąć schedę, przede wszystkim odpowiedni ładunek agresji. Zamykający wieczór występ Carter Tutti Void nie był niespodzianką, ale też nie zawiódł. Trio po prostu solidnie zagęściło powietrze. Dokładnie tak jak przystało na niegdysiejszych członków TG.

Bliskość miejsc sprawia, że między lub przed upatrzonymi koncertami można przeżyć coś mniej lub bardziej przypadkowego i ulotnego. Na przykład apokaliptyczny set Norwegów ze Staer w pozbawionej sceny piwnicy City Hotel - De Stadskelder, zagrany prosto ze wzmacniaczy jak na próbie lub półlegalnym gigu. Albo mocarny występ Szwedów ze Skitsystem, którzy nie dość, że porwali w młyn dość chłodno odbierających muzykę Holendrów, to jeszcze połączyli wybuchowy D-beat z dość rozbudowanymi kompozycjami. Lub też rytuał brytyjskiego duetu Skullflower w przylegającym do kościoła Dudok, który to rytuał jednak rozczarował – był przezroczysty muzycznie w dronach i jękach, kiczowaty w oprawie. W samym kościele pod nazwą Pauluskerk zagrał Eugene Chadbourne, który w pół godziny dał eklektyczny i ekstrawagancki koncert na banjo, na który złożyły się i rozbudowane songi solo, i utwory w duecie z Molly Chadbourne, np. surrealistyczna piosenka o dentyście oraz bluegrassowy kower „Nazi Punks Fuck Off”, w którym refren śpiewała cała publika. Wśród piosenkarzy wyróżniły się też dwa koncerty w Paradox, dawnym jazzowym klubie o szerokiej scenie i świetnej atmosferze. Brazylijczyk Rodrigo Amarante, z reguły występujący z zespołem, tym razem zagrał solo, bardzo dobrze odnajdując się w takim formacie – mieszając utwory po portugalsku z tymi po angielsku był i urzekający i tajemniczy, a zarazem bezpośredni, naturalny. Natomiast Vin Blanc / White Wine to dotychczas solowy projekt Joe Haege z 31Knots i Tu Fawning, który po przeistoczeniu się w koncertowy duet w pełni rozwinął skrzydła. Haege pisze doskonałe piosenki, ale w studio rzadko wydobywa wszystkie ich walory. Ma to jednak miejsce na scenie, bo Joe jest rewelacyjnym performerem, świetnie konstruuje koncerty a zarazem głęboko w nie wchodzi. Koncert VB / WW był jednym z bardziej prowokujących i jednym z najlepszych na festiwalu. Jednym z oryginalniejszych był też występ eMMplekz, czyli duetu Ekoplekz (którego krótki instrumentalny set otworzył występ) + Mordant Music. Konkretna, nieprzeładowana i nielinearna elektronika oraz zanurzone w delayach monodeklamacje napędzały się nawzajem, tworząc niejednoznaczną, wciągającą narrację.

Możliwość zaglądania, odkrywania muzycznych niespodzianek i cieszenia się atmosferą skupienia na muzyce, a nie festiwalowym lajfstajlu, przypomniały mi klimat Dour sprzed dziesięciu lat. Byłoby tego odkrywania i zaglądania więcej, gdyby nie obecność polskiej reprezentacji, grającej głównie w Paradox i na bardzo wysokim poziomie. Tu brawa dla Stowarzyszenia Plan B za stworzenie dobrego polskiego programu i dopilnowanie jego realizacji. Najgorętsze przyjęcie i najliczniejszą publiczność miały Innercity Ensemble, Hokei i Kristen. Innercity Ensemble wreszcie zabrzmieli wręcz spektakularnie. W mocnym, ale precyzyjnym nagłośnieniu Paradoxu mogli uwypuklić rytm, przeplatany riffami i fakturami, co złożyło się na najbardziej transowy koncert festiwalu. Hokei zagrali dziki, ale zwarty koncert, łączący precyzję ze swobodą i agresją w jeszcze lepszy sposób niż krótko po premierze płyty. Kristen zaprezentowali parę utworów z płyty nadchodzącej, w tym piosenki potraktowane w nieco bardziej szorstki sposób niż w wersjach studyjnych i generalnie bardzo dobrze wykorzystali okazję zaprezentowania odcieni i barw swojej muzyki. NP potwierdzili, że na ich koncert co najmniej raz w roku po prostu trzeba pójść, choćby żeby się przekonać, jak stare utwory uzyskują nowe oblicze, a hip-hop już w równych proporcjach miesza się z elektroniką, wciągającą i rozkwitającą własnym, instrumentalnym życiem. Szkoda, że ich koncert w małym barze Cul de Sac był trochę na marginesie programu. Baaba grali dość wcześnie, więc także nie dla tłumów, ale czuć było świeżą energię i chęć drążenia rytmicznych łamańców egzekwowanych przez świetnie zgraną sekcję. Wreszcie Stara Rzeka, projekt ewidentnie rozpoznawany i przodujący w sprzedaży polskich płyt, w pół akustycznym koncercie w Pauluskerk. Wybór miejsca odpowiadał atmosferze muzyki, ale charakterystyczne starorzekowe kompozycje Ziołka silniejsze wydają mi się w wersjach elektrycznych. Z mojego punktu widzenia główną atrakcją były więc udane akustyczne szkice. Polską reprezentację uzupełniał Mikrokolektyw, który jednak grał już we wtorek.

Podsumowując, warto było osobiście przekonać się, że Incubate to bardzo fajna koncepcja i bardzo dobra realizacja, festiwal ciekawy, różnorodny ale nieprzypadkowy, dobrze wyprodukowany, i, last but not least – kameralny. Oby za rok polska reprezentacja znów znalazła się na scenie i przed nią.

[tekst: Piotr Lewandowski, współpraca Michał Nierobisz]

[zdjęcia: Piotr Lewandowski]

Thee Silver Mt. Zion Memorial Orchestra [fot. Piotr Lewandowski]
Thee Silver Mt. Zion Memorial Orchestra [fot. Piotr Lewandowski]
Thee Silver Mt. Zion Memorial Orchestra [fot. Piotr Lewandowski]
Thee Silver Mt. Zion Memorial Orchestra [fot. Piotr Lewandowski]
Thee Silver Mt. Zion Memorial Orchestra [fot. Piotr Lewandowski]
Vin Blanc / White Wine [fot. Piotr Lewandowski]
Vin Blanc / White Wine [fot. Piotr Lewandowski]
Vin Blanc / White Wine [fot. Piotr Lewandowski]
Eugene Chadbourne [fot. Piotr Lewandowski]
Eugene Chadbourne [fot. Piotr Lewandowski]
Eugene Chadbourne [fot. Piotr Lewandowski]
Rodrigo Amarante [fot. Piotr Lewandowski]
Rodrigo Amarante [fot. Piotr Lewandowski]
Wovenhand [fot. Piotr Lewandowski]
Wovenhand [fot. Piotr Lewandowski]
eMMplekz [fot. Piotr Lewandowski]
eMMplekz [fot. Piotr Lewandowski]
eMMplekz [fot. Piotr Lewandowski]
Staer [fot. Piotr Lewandowski]
Staer [fot. Piotr Lewandowski]
Skitsystem [fot. Piotr Lewandowski]
Skitsystem [fot. Piotr Lewandowski]
Skitsystem [fot. Piotr Lewandowski]
Skullflower [fot. Piotr Lewandowski]
Skullflower [fot. Piotr Lewandowski]
Innercity Ensemble [fot. Piotr Lewandowski]
Innercity Ensemble [fot. Piotr Lewandowski]
Innercity Ensemble [fot. Piotr Lewandowski]
Innercity Ensemble [fot. Piotr Lewandowski]
Kristen [fot. Piotr Lewandowski]
Kristen [fot. Piotr Lewandowski]
Kristen [fot. Piotr Lewandowski]
Kristen [fot. Piotr Lewandowski]
NP [fot. Piotr Lewandowski]
NP [fot. Piotr Lewandowski]
NP [fot. Piotr Lewandowski]
Hokei [fot. Piotr Lewandowski]
Hokei [fot. Piotr Lewandowski]
Hokei [fot. Piotr Lewandowski]
Hokei [fot. Piotr Lewandowski]
Hokei [fot. Piotr Lewandowski]
Baaba [fot. Piotr Lewandowski]
Baaba [fot. Piotr Lewandowski]
Baaba [fot. Piotr Lewandowski]
Baaba [fot. Piotr Lewandowski]
Stara Rzeka [fot. Piotr Lewandowski]
Stara Rzeka [fot. Piotr Lewandowski]
Stara Rzeka [fot. Piotr Lewandowski]