Nie będę udawał, że znałem Eiko Ishibashi zanim Drag City zdecydował się wydać na świat ten album, który pierwotnie ukazał się w Japonii w 2012 roku. Ale rozumiem doskonale tę decyzję. Okazuje się, że Ishibashi gra muzykę różną – od improv do piosenek – i na Imitation of Life jest właśnie wokalistką i pianistką w otoczeniu przeważnie akustycznego zespołu. Aranżacje są pod silnym wpływem grającego tu Jima O’Rourke’a – i wszystko robi się jasne. Imitation of Life to płyta pełna wyobraźni, piosenek tkanych z finezyjnych, ale skromnych instrumentalnych rozwiązań, których różnorodność służy wielopłaszczyznowości, a nie barokowości. Stylem wokalnym Ishibashi przypomina mi trochę Satomi z Deerhoof, choć jest bardziej poważna, a za sprawą języka całość jest dość tajemnicza, podobnie jak powiedzmy utwory Hanne Hukkelberg śpiewane po norwesku, które zawsze są inne od nawet najbardziej dziwnie zaaranżowanych angielskojęzycznych piosenek. Sprawnością przejść ze zwrotkowo-refrenowej konwencji w rozbudowane instrumentalne pasaże i ciepłą atmosferą Imitation of Life przypomina mi zaś Impossible Spaces Sandro Perriego. Okazuje się, że w drugiej dekadzie XXI wieku można zrobić płytę, która wciąga w podobny sposób jak starsze o piętnaście lat Camoufleur Gastr del Sol.
[Piotr Lewandowski]