polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
THE STRANGER / LEYLAND KIRBY Watching Dead Empires in Decay / Breaks My Heart Each Time

THE STRANGER / LEYLAND KIRBY
Watching Dead Empires in Decay / Breaks My Heart Each Time

James Kirby wydaje się być muzykiem niezwykle płodnym - po wyjściu spod szyldu The Caretaker, pod kilkoma innymi aliasami nagrywa płyty, zachowując pewne wspólne wątki, ale jednak zmierzając w innych kierunkach. Watching Dead Empires in Decay, materiał nagrany w Krakowie, gdzie aktualnie mieszka, to jednocześnie pierwsze od pięciu lat wydawnictwo zarejestrowane jako The Stranger. Kirby przywołuje tu duchy przeszłości, nad którą widnieje nieudana industrialna rewolucja i duch komunizmu. Ten album swoją muzyką z jednej strony budzi odrazę – mroczne i metaliczne brzmienia są niezwykle chłodne, a ambientowa mgła spowija cały materiał, dodając mu dusznego nastroju, pełnego pustki i osamotnienia, a jednocześnie dostojności. Kirby wykorzystuje całą masę sampli i archiwalnych nagrań, obecnych zwłaszcza w drugim planie, jednocześnie je zniekształcając i psując. Powraca w nich widmo nostalgii, mrok wspomnień i gęsto utkana struktura sennych utworów. Jednocześnie muzyk przyjmuje ton szalenie romantyczny, kiedy kieruje się w stronę sentymentalnie brzmiących drone’ów, formując dość melodyczne struktury, o swoistym continuum, trwającym studium rozpadu, bliskim dokonaniom Williama Basińskiego na Desintegrated Loops.

Z tym albumem dobrze koresponduje Break My Heart Each Time, nagrana już pod szyldem Leyland Kirby. Swoista kontynuacja serii Intrigue Stuff ukazała się nakładem R&S Records, co wskazywałoby na jej bardziej taneczny sznyt, oczywiście w wersji Kirby’ego ukazany w jego krzywym zwierciadle. Pojawiają się tu wątki obecne właśnie na Watching Dead Empires in Decay – proste i banalne wręcz bity, które nadają kompozycjom tanecznej powabności i antydyskotekowej aury, drążąc ich rytmiczną formę. Kirby chwyta za syntezatory i tworzy album, który w pewnym stopniu można odczytać jako kontynuację narracji skoncentrowanej wokół imperialnego upadku. Na popiołach rodzi się martwa dyskoteka, sklejona z resztek rzeczywistości, znalezisk i odmętów sampli. Apokalipsa nastąpiła, ale zabawa trwa dalej, mimo że wszyscy tańczą kulawo, gubią rytm, a nad całością unosi się odrobina groteski. Kirby zarówno pierwszą jak i drugą płytą unaocznia w jak dobrej jest formie i jak ogromny jest wachlarz jego muzycznych upodobań. Przybiera pozę na serio i pozę żartownisia, a pomiędzy nimi kreuje swój język – osobliwy, w specyficzny sposób komentujący rzeczywistość, korzystając z zasobów przeszłości.

[Jakub Knera]