polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Cian Nugent & The Cosmos Born With The Caul

Cian Nugent & The Cosmos
Born With The Caul

Kiedy po warszawskim koncercie spytałem Steve’a Gunna, jakie tegoroczne płyty w wykonaniu gitarzystów by polecił, ten bez wahania jako pierwszego wymienił Irlandczyka Ciana Nugenta. Panowie wydali razem (i z Johnem Truscinskim) improwizowany mini album grupy Desert Heat, ale Born with the Caul jest ważniejszą wypowiedzią Nugenta (podobnie jak Time Off jest ważniejsze w przypadku Gunna). Po kilku akustycznych płytach Irlandczyk tę nagrał z elektrycznym zespołem. 46-minutowy album zawiera tylko trzy utwory, a każdy kolejny jest dłuższy i składa się to na fascynującą, wieloznaczną całość, w której jest i rozmach, i delikatność zarazem. Nugent rewelacyjnie łączy wątki folkowe z dramatyczną siłą rocka w tradycji Neila Younga i artyzmem pokrewnym Television. Obecny w gitarowych liniach blues jest oderwany od idiomatyczności bluesa i przeniesiony w kontekst bardzo otwartych, wrażliwych i wielowymiarowych instrumentalnych architektur – szczególną rolę odgrywa w tym Ailbhe Nic Oireachtaigh grająca na elektrycznej altówce, która czasem wprowadza atmosferę wręcz przedwojenną, czasem z drugiego planu dialoguje z liniami Nugenta, ale czasem nadaje całości abstrakcyjnego wymiaru za pomocą dronów. Sposób, w jaki zespół rozbudowuje wnętrza kompozycyjnych bloków ma zaś w sobie coś z free jazzu, jak w Gunn Truscinski Duo albo koncertowej Wovoce. Mimo otwartego charakteru utworów, płyta ma wyrazistą dramaturgię. Przewrotnym tego potwierdzeniem jest fakt, że wokal pojawia się dopiero na kilkanaście minut przed końcem albumu, co początkowo wydaje się kulminacją epickiego „The Houses of Parliament”, ale z czasem okazuje kolejnym elementem błyskotliwej układanki Nugenta. Błyskotliwie pomyślana i zagrana płyta jest żywym dowodem na to, że odwołując się do rockowej tradycji ciągle można grać i na serio, i świeżo.

[Piotr Lewandowski]