Bardzo europejsko brzmiący death-rock grany przez czwórkę Amerykanów. Przesunięcie estetyczne wzięło się z przesunięcia geograficznego - połowa zespołu mieszka obecnie w Paryżu. Określenie "death-rock" też nie oddaje do końca brzmienia zespołu, jest tu trochę gotyckiego post-punku, melodii rodem z C86 i kłębów reverbu na gitarach i wokalach. Trochę jak wczesne Merchandise, ale w szybszych tempach i bez ukłonów w stronę The Cure. Wokalistce bliżej maniery Kim Gordon niż podrabianiu Roberta Smitha.
Fantastyczny debiut. Jakość płyty nie jest sprawą przypadku, należałoby dodać, w zespole grają ludzie z Limp Wrist i Brilliant Colors. Słychać tu wyraźnie tak źródła hc-punkowe jak i shoegaze, ułożone jednak w doskonałych proporcjach. Część kawałków to rzeczy melodyjne (vide: "Reckon And Know"), ale zespół potrafi też grać przez pięć minut jeden riff z dodatkiem noise'u i atonalnych klawiszy ("Are We Saved or Are We Damned?"). W 20 minut upakowano tu więcej pomysłów, zagrywek i energii, niż w niejednym długogrającym albumie z modnego obecnie gatunku indie-goth.
[Marek J Sawicki]