Przyznaję od razu - Destruction Unit zawsze uznawałem za najsłabszy projekt Ryana Rousseau. Od synth-punku będącego kontynuacją Lost Sounds po desert rock na tegorocznym Void (w 2013 ukazały się trzy płyty DU) - zespół nigdy nie brzmiał specjalnie ciekawie, chętniej sięgałem po nagrania Tokyo Electron, a nawet power-popowe Earthmen & Strangers. Rousseau jednak nie poprzestawał - DU wciąż zmieniało skład i brzmienie, pojawiało się dużo nagrań, ale nie zbierały one szczególnie pozytywnych recenzji. Najnowsza wersja zespołu z oryginałem sprzed ponad dekady ma tak niewiele wspólnego, że Rousseau deklarował chęć zmiany nazwy.
Niezależnie od nomenklatury Deep Trip jest pierwszą od początku do końca udaną płytą Destruction Unit i od razu jest to arcydzieło. Ultraciężki, potwornie przefuzzowany space rock grany w najczęściej punkowych tempach. Na tej płycie DU przenoszą się w stronę psych-punkowej estetyki Puffy Areolas lub Monoshock - potężne przestery podbijane warstwami dodatkowych efektów (głównie reverby) plus doskonały perkusista. Gnieniegdzie pojawiają się zarzuty o tanią gotyckość wokalu R. Rousseau, ale wytaczają je głównie osoby nie znające jego wcześniejszego dorobku. Zresztą, nie robi to żadnej różnicy - głos z rzadka przebija się przez wszystkie warstwy hałasów.
Jak zaznaczałem we wstępie: szczerze wątpiłem, ale to naprawdę najlepsza rzecz z obozu Rousseau od pięciu lat (czyt. drugiego LP Tokyo Electron) - album imponująco ciężki, świetnie brzmiący i umiejętnie ułożony. Niespodziewana ścisła czołówka roku.
[Marek J Sawicki]