Dwa albumy nowozelandzkich weteranów gitarowego psychu.
Bailterspace to zespół imponujący zebraną przez prawie dwadzieścia lat dyskografią, ale nadal pozostający w cieniu genialnych The Gordons, z których wywodzi się Allister Parker - gitarzysta BS. Zespół uaktywnił się ponownie dwa lata temu, Trinine to już drugi album po jego wskrzeszeniu (i przeprowadzce do Nowego Jorku), ale trudno zachwycić się tym nagraniem. Doskonale brzmi, ale jednocześnie zupełnie nie wytrzymuje porównania z wcześniejszym dorobkiem zespołu (o The Gordons nie wspominając). Nie jest wystarczająco ciężki i nie ma na nim melodii, przez co trudno zapamiętać jakikolwiek kawałek nawet po kilku przesłuchaniach całości. Płyta jest płaska jak wykres pulsu nieboszczyka - Parker jękliwie deklamuje rebelianckie teksty, ale muzyce brak jakiejkolwiek dynamiki, iskry, choćby krztyny agresji. Można odnieść wrażenie, że słucha się koncertu znudzonych muzyków studyjnych.
Podobnie niestety sprawa się w przypadku Mountaineater. To projekt Tristana Dingemansa (sic!), gitarzysty High Dependancy Unit. HDU zakończyli karierę w roku 2008 swoim najlepszym albumem łączącym space, noise, i nowozelandzki shoegaze. Siegając po debiut Mountaineater miałem nadzieję odnaleźć podobne brzmienia. Faktycznie wszystkie gatunki na albumie słychać, ale proporcje zostały zaburzone. Dingemans (najlepsze nazwisko w historii tej planety) proponuje głównie epicki i patetyczny post-rock, płytę promuje niemniej epicki animowany teledysk. Podobnie jak w przypadku Bailterspace - na płycie jest dużo imponujących techniką zagrywek, metrum rzadko spoczywa na standardowym 4/4, ale trudno się takim graniem w obecnych czasach emocjonować. Zwłaszcza, gdy w tym samym momencie i w tej samej kategorii wagowej ukazują się fuzz-monolity pokroju Deep Trip Destruction Unit.
[Marek J Sawicki]