polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Raz Ohara Moksha

Raz Ohara
Moksha

Chociaż Raz Ohara swój pierwszy album wydał o wiele wcześniej niż James Blake, jego najnowszego wydawnictwa ciężko nie postrzegać przez pryzmat powyższego twórcy czy chociażby Jamesa Woona. Od razu mogę powiedzieć, że jest to materiał o wiele ciekawszy, bardziej złożony, a przede wszystkim nie tak banalny jak Overgrown. Ohara może być uznany za elektronicznego songwritera mimo, że od piosenkowej formuły konsekwentnie ucieka. Na Moksha radiowych przebojów zdecydowanie nie ma, ale w utworach, które średnio trwają ponad 6 minut jest spora doza przebojowości. Ohara buduje ją poprzez intrygujące pasmo nieoczywistych brzmień, pomysłów aranżacyjnych, nagromadzenia środków. Nie przytłaczają jednak, bo przez swoją formę brzmią oszczędnie, często nawet niczym elektroakustyczne eksperymenty łączące kolaże z pociętych sampli i wokaliz Ohary. Na Moksha dominuje dość oniryczny i mglisty charakter, chociaż momentami pojawiają się bity, a muzyk zahacza o rejony Jamiego Lidella, wysuwając swój ciekawy głos na pierwszy plan. Jednak to wyjątki – Ohara tworzy muzykę oszczędną, generując pop w oparciu o awangardowe brzmienia elektroniczne i nieoczywiste struktury. Dzięki temu Moksha jest płytą, której słucha się z niekłamanym zainteresowaniem i nie włącza drugi raz dla wpadających w ucho refrenów czy tekstów miłosnych, ale właśnie dla kolejnego wnikania wewnątrz tego chwytliwego a jednocześnie mocno abstrakcyjnego wydawnictwa.

[Jakub Knera]