Dobre cztery lata upłynęły od wydania poprzedniej pełnej płyty Antigamy. Wreszcie, po splicie i dwóch minialbumach, możemy śmiało odpalić najnowszy, szósty w dyskografii grupy, album. Meteor przynosi grindową ucztę na wysokim poziomie, czyli to, co w muzyce stołecznego kwartetu zawsze było znakiem rozpoznawczym. Część stała, czyli grind polany najlepszym sosem, przyprawiony kopalnią inspiracji z dokonań Napalm Death i Brutal Truth. Antigama potrafi te inspiracje ubrać w swoje dźwięki, co jest w tym przypadku nie lada wyzwaniem. W tak intensywnej formie ciężko o świeże spojrzenie, a tak mamy tu drobne progresywne wstawki, szczątkowy noise wychodzący w najmniej oczekiwanych momentach oraz pełną paletę wrzasków. Po raz kolejny Łukasz Myszkowski pokazał klasę i nagrał doskonałe partie wokalne. Drugi punkt, na który warto zwrócić uwagę, to perkusyjne wyczyny Pawła Jaroszewicza. W „Stargate” rozwija on niebotyczne prędkości. Ten utwór jest jego, ba, cały album pokazuje, że świetnie wpasował się w antigamowe dźwięki. W wielu przypadkach takie agresywne granie popada w monotonię, ale Antigama opanowała sztukę inteligentnego urozmaicania. Zawsze, obok łamiących kręgi szyjne temp, pojawiają się odskocznie, które nadają muzyce kolorytu, wprowadzają chwilę oddechu. Tak jest i tym razem, choćby w odjechanym, kosmicznym „Turbulence” z wybornie zagranym klawiszowym motywem, za który odpowiada Michał Łapaj z Riverside. Wcześniej wielowymiarowy „Fed By The Feeling” z wplecionym scatem wywołuje szeroki uśmiech. W kończącym „Untruth” uchwycony został morderczy groove, mocny i dosadny przepływ wokalno-muzycznej formy. Tak mógłby brzmieć Grip Inc., tak brzmi Antigama! Pół godziny mija zbyt szybko, a użycie funkcji repeat staje się w tym przypadku obowiązkowe.
[Marc!n Ratyński]