Pierwsza od pięciu lat wizyta Neurosis w Polsce podporządkowana była ich pierwszej po analogicznej przerwie płycie. Na set złożyły się głównie utwory z Honor Found in Decay, uzupełnione bodajże trzema starszymi numerami. Neurosis mają wysoko postawioną koncertową średnią - to zespół bardzo ograny, mimo dość rzadkiego koncertowania w ostatniej dekadzie, bowiem wywodzący się z epoki, w której to koncertami zespoły wyrabiały sobie pozycję. Warszawski występ był może nie spektakularny, ale bardzo porządny - wyraziście, mocno brzmiący, nastrojowy, skupiony. Przeplatający gitarowe nawałnice z posępnymi, ascetycznymi zwolnienami i sugestywnymi fakturami instrumentów klawiszowych i samplera. Nagłośnienie w Proximie, gdzie koncert został kilka dni wcześniej przeniesiony z Palladium, sprawdziło się zaskakująco dobrze - chyba był to nawet najlepiej brzmiący koncert, na jakim tam byłem. Jak widać, zawodowcy (w dobrym słowa znaczeniu) na scenie i za konsoletą są sobie w stanie poradzić wszędzie. Widziałem ten set z nową płytą już trzeci raz, więc osobiście słuchałem go bez takich uniesień jak przy pierwszej okazji, jednak z wielką przyjemnością. Co prawda brakowało trochę ze dwóch staroci więcej w programie koncertu, ale z drugiej strony szanuję Neurosis za to, że nie grają tras z "greatest hits", tylko eksponują nowy materiał i aktualny komunikat. Nawet jeśli Neurosis wywołali post-metal, to go z klasą przeżyli.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]