Pięć lat temu Cat Power na scenie była zjawiskiem – w nieustannym ruchu, za którym nie mogły nadążyć reflektory i fotografowie, operowała pewnie głosem o niezwykłej barwie i dużej mocy. Był w jej śpiewie ból, ale była też siła. Pięć lat później Chan wygląda na co najmniej dziesięć lat starszą, a krótkie tlenione włosy sprawiają, że wręcz ciężko uwierzyć, że to ta sama osoba co długowłosa szatynka przed laty. Niestety identyczne wrażenie tworzy jej śpiew i wykonawczy całokształt. Album Sun był świetnym, zaskakującym powrotem, ale w tekstach słychać, że w międzyczasie coś w życiu artystki poszło nie tak – na scenie berlińskiego Huxleys sprawiała ona właśnie takie zmęczone wrażenie osoby „po przejściach”. Choć pierwszym utworem koncertu było „The Greatest”, to na set złożyły się głównie utwory z nowej płyty, które wypadły blado. Chan śpiewała bez animuszu, spłaszczając melodie, tak jakby każdy z tych utworów był pieśnią o rezygnacji – a przecież jest zupełnie inaczej. W wielu momentach w prowadzeniu linii wokalnych wspomagała ją gitarzystka.
Słabo wypadli instrumentaliści. Czwórka muzyków, na oko wszyscy około lub poniżej trzydziestki, grała rzemieślniczo, bez wyczucia potrzeb materiału muzycznego, z którym przyszło im pracować i ze szkodą dla jego wieloznaczności i dynamiki. Drętwa perkusistka, grająca przez cały koncert z jednakowo topornym uderzeniem, była wręcz irytująca. Od dawnego zespołu, w którym grali m.in. Judah Bauer z JSBX i Jim White z Dirty Three, ten dzieliła przepaść. Dobrze wypadły właściwie tylko ballady, zwłaszcza te w drugiej części koncertu. Choć i wtedy nie przekonało mnie „I Don’t Blame You” w przearanżowanej, snującej się wersji, czy niepotrzebny kower Velvet Underground. Kilka momentów dawnej wielkości ukazało talent i oryginalność Cat Power, ale niestety koncert był smutnym doświadczeniem – artystka była cieniem dawnej siebie, tego wulkanu ekspresji, który zapamiętałem z koncertu sprzed lat. Najbardziej przykre jest to, że tego się raczej nie da już odwrócić.
ps. Niestety na tym koncercie nie udało się nam zrobić profesjonalnych zdjęć, dlatego ilustracyjnie załączamy poniżej tylko jedno.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski, Łukasz Iwasiński]