polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
SCORN List Of Takers

SCORN
List Of Takers

 Rewelacja! Wydany wyłącznie przez polski label Vivo Records najnowszy materiał Micka Harrisa to jedna z najciekawszych płyt tego roku. Harris, wielki twórca i muzyk, wchodzący w legendarny skład Napalm Death, współpracujący z całą masą artystów - od Zorna (grał na bębnach w kultowym PainKillerze), przez Laswella (ambientowo-dubowy chociażby projekt Divination) aż po Dj Spooky`ego (płyta Delerium Tremens) - słynący swoim niekonwencjonalnym podejściem do konwencji i stylów muzycznych, przez niektórych uznawany za niezwykle pracowitego eksploratora mrocznego ambientu, wydaje swoje najnowsze dzieło w pięknej formie na polskim rynku. To już nawet nie zjawisko, ale istne wydarzenie - tym bardziej, że album "List Of Takers" to nic innego jak płyta wyznaczająca nowe ramy dla masywnego grania, przesyconego niesamowicie udanie zaaplikowaną elektroniką. Pierwsze płyty projektu Scorn obfitowały w spore dawki bezkompromisowego dubu, niekiedy ocierając się o echa industrialu. Tutaj, Harris przygotował znakomite wprowadzenie w nowy wiek - swojej twórczości jak i jej odbiorców.


    Album będący w swej treści jedną kompozycją, trwającą (bagatela) ponad 70 minut, przynosi ze sobą ciężkie, neurotyczne brzmienie, opierając się na niekiedy hip hopowym, niekiedy breakbeatowym rytmie, jawiąc się jako wyrafinowanie podana progresywna wersja takiego spojrzenia na dźwięk. Pod owym wgniatającym w ziemię, potężnym beatem, rozciąga się misternie przygotowana podróż w otchłanie ambientu - wyłożone onirycznymi i uduchowionymi strukturami. Pomimo tego, że dzieło stanowi zwartą całość, odpowiednie przerwy pomiędzy kolejnymi sekwencjami pozwalają podzielić album na poszczególne części, tworząc wrażenie kolejnych odgłosów z zaświatów - demonicznych duchów, przesyłających swoje tchnienia przez czeluście ciemności.


    Nad wszystkim panuje tutaj talent kompozytorski Harrisa, który dopracował na płycie praktycznie każdy szczegół - nie wpadł w pułapkę monotonii długiej kompozycji, nie bawił się ewidentnie w kombinowanie przesadne materiału. W czasie jamu nagraniowego przywołał natomiast to co najlepsze w ekstremalnym podejściu do beatu, ale i ambient-dubu. Wiele tu nawiązań do estetyki muzyki metalowej - surowość, wszechobecny chłód - ale zwrócić jednak należy uwagę na niemetalowy właśnie, a elektroniczny charakter tego krążka. Charakteryzuje się bowiem jak kolejna, ważna propozycja współczesnej elektroniki, a na szacunek zasługuje tym bardziej, że stworzyła ją legendarna już postać, z bagażem doświadczeń na karku. Kolejny raz Mick Harris odciska na odbiorcach swojej muzyki swoje silne piętno. Inna sprawa, że jego najnowsza produkcja do mnie trafia najcelniej, bo biorąc pod uwagę samą jego postać - dojrzałego, zapracowanego artysty - jak również nadal świeże i nieszablonowe podejście do muzyki, stwierdzić muszę, iż nawet jeśli nie wywołuje on rewolucji to dobitniej niż kiedykolwiek dotąd udowadnia, że ewolucja w rozumieniu Harrisa to ciągła penetracja przestrzeni muzycznej i własnej wyobraźni.


    Na "List Of Takers" Brzmi to wszystko nader intrygująco - wywołuje niemały zachwyt i podziw, że stworzył to dzieło artysta wyrastający z nurtu metalowego, zamiast osiąść na ortodoksyjnej mieliźnie jak nierzadko koledzy po fachu, nabiera z wiekiem silnego wiatru w swoje artystyczne żagle. Lektura obowiązkowa, zwłaszcza, że dzięki Vivo jest na wyciągnięcie ręki.

[Tomek Doksa]