Na pierwszym polskim koncercie Meshuggah po premierze Koloss wyjątkowo wystąpiły dwa suporty - oba krajowe. Semantik Punk występ ukształtowali tak jak ubiegłoroczną płytę - najpierw kilka spazmatycznych, raczej zwięzłych ciosów, później rozlewające się, instrumentalne zamknięcie. Ich płyta robi bardzo duże wrażenie za sprawą nietuzinkowych pomysłów, nielinearności i intensywności realizacji, niestety na żywo zespół tych walorów nie zachowuje, zwłaszcza ostatniego. Nie da się też wychwycić słów, co się zresztą zdarza często, ale w przypadku kalamburów tej grupy jest szczególną stratą. Nie przekonuje mnie też granie na finał gitarowej pętli, co na płycie jest sensowne, gdyż rozładowuje napięcie, ale na koncercie niestety nie ma czego rozładowywać, bo zespół kończy w momencie, w którym zdaje się, że dopiero się rozkręca. Być może wynika to z bardzo rzadkiego koncertowania.
O ile SP zagrali tylko na warszawskim koncercie, to Decapitated otwierają koncerty szwedzkiego kwintetu na części trasy (podobnie jak w ubiegłym roku na całym europejskim i amerykańskim tournee). I z tego zespołu koncertowe ogranie bije. To nie jest kapela, jakiej słucham na co dzień, ale na żywo robi wrażenie, zarówno siłą wykonania, jak i ekspresją. Zabrzmieli trochę dziwnie, nieco za cicho była gitara, co uwypukliło wokal i perkusję, ale miało też to swoje dobre strony, bo perkusista Paweł Jaroszewicz grał imponująco.
Obecna trasa Meshuggah jest drugą po Europie po wydaniu Koloss, ale z tej płyty pojawiły się tylko trzy, może cztery utwory. W takim samym stopniu w setliście reprezentowane były Catch 33 i obZen. Nowy materiał jest bardziej chwytliwy i przystępny na poziomie produkcji, na co można się zżymać, ale ma on pewną zaletę - nadaje koncertom bardziej porywającego, a mniej kontemplacyjnego charakteru. Na tym koncercie, zwłaszcza po dość trudnym, nieprzystępnym początku, Meshuggah byli bardziej zespołem, który się podziwia, niż który się uwielbia - nieziemsko precyzyjnym, przytłaczającym, na swój sposób śrubującym każdym kolejnym utworem swoje rekordy, unaoczniającym, jak perfekcyjnie forma dobrana jest do brzmienia i vice versa. Wymierzali cios za ciosem, potęgowany dość opresyjną oprawą świetlną. Jeśli warto chodzić na koncerty, żeby jakiś zespół podziwiać, to jest nim Meshuggah.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]