polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious

Dni Muzyki Nowej 2013 - edycja wiosenna
Klub Żak | Gdańsk | 12-13.04.13

Pisząc o wiosennej edycji festiwalu Dni Muzyki Nowej, nie sposób uniknąć porównań. Zarówno w obrębie minionego weekendu jak i nawiązując do zimowej odsłony tego wydarzenia. W styczniu i teraz najciekawsze koncerty dali najmłodsi twórcy. Wtedy, bardzo nowocześnie i emocjonalnie brzmiący Nils Frahm, a teraz Piotr Orzechowski – trochę nieśmiały, ale świadomy swojej gry, konsekwentny i podczas kwietniowej edycji był to artysta, który najskrupulatniej zbudował koncert, zarówno ze względu na narrację jak i dramaturgię.

W obrębie kwietniowej odsłony festiwalu porównanie nasuwa się także między Orzechowskim a Marcinem Maseckim. Ten drugi, jak sam przyznaje, uważa że muzyka klasyczna jest martwa, co stara się odczarować, jednak podczas DNM nie do końca mu się to udało. Owszem, "Sztuka Fugi" na surowo brzmiącym pianinie, który na scenie obok Steinwaya wyglądał wręcz punkowo, nabiera innego charakteru. Jednak dla mnie utwór ten nie ma potencjału koncertowego, a przynajmniej Maseckiemu nie udało się go wyciągnąć. Pianista starał się nadać formę występowi poprzez pewną teatralizację swoich gestów, co mnie – widząc go już któryś raz z rzędu w kolejnej odsłonie z zespołem lub bez – trochę raziło przesytem i sztucznością. Nie jestem specjalistą od Bacha i nie zamierzam ukrywać, że jego muzyka mnie fascynuje, ale próba ożywienia go na scenie przez Maseckiego po prostu się nie powiodła i do mnie nie trafia.

Zupełnie inaczej było z Piotrem Orzechowskim, który poza bisem wykonywał wyłącznie utwory Krzysztofa Pendereckiego. Materiał to nie łatwy, także do zaprezentowania na scenie, ale moją uwagę przykuł od samego początku do końca, również za sprawą młodzieńczej werwy pianisty. Orzechowski podobnie jak Masecki nadaje sobie atrybuty pozornie do muzyki klasycznej czy współczesnej nie pasujące – w młodzieżowej bluzie wyglądał na trochę wyrwanego z kontekstu, ale nie było to czcze epatowanie, a drobny ornament, wyróżniający jego podejście, ale nie przysłaniający gry. Orzechowski wykonał set zarówno pełen zmian dramaturgii, spójny w narracji ale także doskonały technicznie, umiejętnie punktując walory poszczególnych utworów. Nie mam wątpliwości, że jeszcze może on zaskoczyć, tym bardziej wyczekuję więcej jego autorských utworów.

Kwietniowa odsłona to także prapremiera materiału "Woodwinds Madrigals" autorstwa Stefana Wesołowskiego, powstałego specjalnie na festiwal. Słyszałem już materiał z „Liebestod“, płyty kompozytora, która ma ukazać się jeszcze w tym roku i materiał zaprezentowany na koncercie dość znacząco od niego odbiega, przede wszystkim ze względu na obfitsze wykorzystanie elektroniki. Wesołowski wyznaczał trzon wielu utworów przez wyraziste bity, ciekawie wykorzystane ale w zbyt wielu momentach trochę mało wyszukane pod względem konstrukcji. Na kwartet grający na klarnetach i obojach wygrywał harmonijne partie, oparte na repetycjach, których dramaturgię Wesołowski podbijał zagraniami na fortepianie. Słychać było że zespół nie do końca miał ten materiał ograny, ale na szczęście mały zgrzytnięcie pojawiło się tylko w finałowym utworze. Mi nie spodobała się przerobiona wersja utworu "Hoarfrost" ze składanki "Scary Playgrounds" - niepotrzebne dodane dęciaki w  momencie zniekształceń i zakłóceń w finalnej części kompozycji trochę psują jej oryginalny wydźwięk. Poza tym jednak był to materiał bardzo obiecujący, chociaż na jego wydanie pozostanie jeszcze trochę poczekać.

Finałem minionego weekendu był koncert teksańczyków z Balmorhea, ciekawie nawiązujący do idei festiwalu (głównie przez instrumentarium), ale trochę ckliwy i przesłodzony. Bliżej było mu do romantycznych post-rockowych pasaży, niż wnikliwego tworzenia własnego języka "muzyki nowej". Gitary elektryczne, akustyczne czy instrumenty smyczkowe tworzyły zwarte kompozycje, ale zbyt często korzystały z oklepanych patentów bliskich masie formacji opracających się w instrumentalnej muzyce rockowej. Na dodatek zupełnie niepotrzebna wydała mi się nieustająca żonglerka zespol instrumentami, która wyglądała wręcz komicznie. Owszem, gdy coś takiego robią muzycy Tortoise, ma to sens i uzasadnienie, ale w tym przypadku przyjęło to raczej wyłącznie teatralny charakter. Tym bardziej, że w pamięci wciąż pozostawal skromny ale fantastyczny Pianohooligan, który świetnie poradził sobie grając na fortepianie.

[zdjęcia: Jakub Knera]

Piotr Orzechowski [fot. Paweł Wyszomirski]
Piotr Orzechowski [fot. Paweł Wyszomirski]
Piotr Orzechowski [fot. Paweł Wyszomirski]
Stefan Wesołowski [fot. Paweł Wyszomirski]
Stefan Wesołowski [fot. Paweł Wyszomirski]
Stefan Wesołowski [fot. Paweł Wyszomirski]
Marcin Masecki [fot. Paweł Wyszomirski]
Marcin Masecki [fot. Paweł Wyszomirski]
Balmorhea [fot. Paweł Wyszomirski]
Balmorhea [fot. Paweł Wyszomirski]
Balmorhea [fot. Paweł Wyszomirski]
Balmorhea [fot. Paweł Wyszomirski]