Musique Fragile to pomysł Constellation Records na wydawanie mało znanej muzyki kanadyjskiej, która w formie regularnych płyt pewnie we współczesnym nadmiarze muzyki by przepadła, a w formie tego cyklu ma szansę zaistnieć. Na pierwszej części znaleźli się Les Momies De Palerme, Khôra, Nick Kuepfer, czyli artyści praktycznie anonimowi. Druga część ma jeden silny magnes w postaci wspólnej płyty Hangedup i Tony’ego Conrada, ale wszystkie trzy albumy pokazują, że głęboko ukryte kanadyjskie podziemie w niczym nie ustępuje temu już wyciągniętemu na powierzchnię. Wydawnictwo jest dostępne jako winylowy box, ale każdą z płyt można też nabyć osobno w wersji cyfrowej.
Zacznijmy od wspomnianej płyty Transit Of Venus Hangedup i Tony’ego Conrada. Hangedup to jeden z moich ulubionych zespołów w katalogu CST. To wyjątkowo wąski skład jak na ten label, duet złożony z altówki i perkusji, który gra instrumentalną muzykę czerpiącą z punku, minimalizmu i odrobiny folku. Ich kapitalna płyta Clatter for Control z 2005 roku okazała się przedwczesnym apogeum – ze względu na problemy ze słuchem, grająca na altówce Genevieve Heistek praktycznie wycofała się z grania, perkusista Eric Craven udziela się od tego czasu głównie w Silver Mt. Zion. Ich sporadyczne koncerty, jak ten dwa lata temu na ATP pod kuratelą GY!BE, ciągle robią kolosalne wrażenie. Conrad – wiadomo, jedna z kluczowych postaci minimalizmu ukierunkowanego na drony, grający głównie na skrzypcach, tutaj podłączonych do wzmacniacza. Jako trio zagrali pierwszy raz w 2003 roku i choć trochę sesji zostało zarejestrowanych, to żadna płyta wówczas się nie ukazała. Transit Of Venus przedstawia nagrania z 2004 roku, które naprawdę nie powinny tyle czekać na wydanie, bowiem robią potężne wrażenie. Z drugiej strony, ta instrumentalna muzyka mogłyby równie dobrze powstać nie dekadę temu, a trzy, bądź teraz – operuje wartościami uniwersalnymi i odpornymi na mody. Conrad idealnie pasuje do Hangedup brzmieniowo i sprawia, że więcej niż na ich płytach jest tu napięcia wynikającego z operowania płaszczyznami i dysonansami, a mniej piosenkowości. W długich, głównie improwizowanych formach zespół wykorzystuje drony, ociera się o psychodelicznego rocka i post-punk, choć gra tylko na instrumentach smyczkowych, jednostrunowym monochordzie, perkusji, blachach i deskorolce (serio). Równocześnie jest w tej muzyce lekkość, porządek, zamysł i spójność przekazu, nie słychać, że ktoś był tu „gościem”. Improwizacje tworzą niemal kompozycje, melodie są oszczędne, ale zauważalne. Dla sympatyków takich grup sprzed lat jak Dog Faced Hermans czy Archbishop Kebab, może być to wręcz ukoronowanie nurtu. Świetny album, po którym tym bardziej żal mi wymuszonego przez życie zawieszenia działalności przez Hangedup.
O ile Transit Of Venus spełnia nadzieje pokładane w tamtej współpracy, to pozostałe dwie płyty przynoszą bardzo pozytywne odkrycia i niespodzianki. Kanada 70 to niejaki Craig Dunsmuir, który kiedyś tworzył duet Glissandro70 z bardziej obecnie znanym Sandro Perri’m. Vamp Ire to kompilacja nagrań wydawanych przez niego na CD-Rach w latach 2006-2011. Nawiązująca do muzyki elektronicznej lat 1970-1980., ambientu, industrialu, post-punku i afrykańskiego highlife’u, a nawet techno i jazzu, twórczość Dunsmuira jest dość eklektyczna, ale spięta organicznym brzmieniem – muzyk obywa się bez komputera, tworząc całość ręcznie i z pomocą loopów. Zwłaszcza tym najbardziej „elektronicznym” w stylistyce utworom nadaje to wyjątkowego charakteru. Vamp Ire to swoisty kalejdoskop, trochę chaotyczny, ale ukazujący kreatywnego muzyka o ciekawym i konsekwentnym podejściu.
Pacha to solowy project perkusisty Pierre-Guy’a Blancharda, także muzyka z orbity CST, grającego m.in. w Land of Kush. Affaires Étrangères zostało przez niego nagrane i wydane w mikroskopijnym nakładzie na CD-R w 2009 roku i także ta płyta spokojnie zasługuje na regularną dystrybucję i uwagę. Oparta o ruchliwy, gęsty rytm i syntezatory, z gitarą i basem w tle, przywodzi na myśl Tortoise i Trans Am, ale przesiąknięta jest bliskowschodnimi melodiami i ornamentyką, parokrotnie pojawia się też oud. Swobodnie i inteligentnie prowadzona perkusja jest tutaj pierwszoplanowa, atmosfera jest zmienna, ale ciągle bliskowschodnia, zaś pojawiające się raz po raz nagrania terenowe dodają czasem tajemnicy, czasem delikatności. Ten materiał akurat jest spójny, podporządkowany pewnej koncepcji, naprawdę bardzo dobrze i z wrażliwością zrealizowanej.
Ponadto, wydany w nakładzie 500 sztuk box jest świetnie wykonany. Grafika zarówno na pudełku z grubej, szarej tektury, jak i na kopertach poszczególnych płyt jest grafiką w prawdziwym tego słowa znaczeniu – zrobioną prasą. Podobnie powstały plakaty dołączone do każdego albumu, nawiązujące do poszczególnych okładek. Tłoczenie na 180gramowym winylu i remastering CD-Rów spełnia oczekiwania akustyczne. Pełen szacunek dla CST, że nie ograniczają się do eksponowania swoich „gwiazd” i znaleźli czas i chęć na coś takiego.
[Piotr Lewandowski]