polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
BONDE DO ROLE Tropicalbacanal

BONDE DO ROLE
Tropicalbacanal

Jak nagrać płytę, która podobno działa tylko latem, ale potem okazuje się, że to tylko kwestia odpowiedniej prognozy pogody? Albo, że żyjemy w złej, mrocznej i zimnej części świata i wieczne lato nam nie pisane, a los ciężki i muzyka plażowo-balangowa nie pasuje do permanentnego śniegu i mgły?

Jednak jemy banany, ananasy, cytryny i walczymy z depresją, to się chwali. Tropicalbacanal może w tym pomóc.

To nie jest jakoś tam ostentacyjnie wesoła płyta, jeśli nawiązuje do tradycji tropicalistycznych, a tak na pewno jest, to nie porusza tylko wątków zabawowych, ale również i społeczne. Mój portugalski jest bardzo słaby, ale odnoszę wrażenie, że za teksty na pewno by ich ze slumsów Rio nie przegoniono. Jasne, wiele tutaj hedonizmu, kolorowych drinków i krótkich spódniczek, może nawet takich ze słomy, ale nasza miejscowa artystyczna niechęć do takich rozwiązań wynika z okrutnej geografii. My tu, oni tam. Oni nie zrozumieją naszej depresji, my mamy problem ze smutkiem tropików.

W brazylijskiej i innej tropikalnej muzyce zawsze pociągało mnie to, fascynowało i bardzo się podobało, że o śmierci i innych granicznych sprawach można śpiewać w takt wesołej muzyki i szybkich rytmów. A może ona się wydaje wesoła tylko dlatego, że za mało znamy rytualne dziedzictwo tych wszystkich niesamowitych rytmów, które w większości u swojego zarania były rytmami świętymi? Może u nas połączenie sacrum z profanum polega na czymś innym, zgoła odmiennym (zgoła to złe słowo, oficjalna eurokultura pozwalała zawsze raczej tylko na ubrane wizje).

Bonde do Role to zespół imprezowy i taneczny, ale w ciekawy sposób dotyka odwiecznych międzykulturowych spraw, jest na wskroś brazylijski, pławi się w kulturalnokanibalistycznej schedzie po tropicalii, ale tworzy w efekcie muzykę współcześnie kosmopolityczną, zrozumiałą wszędzie (choć nie wszędzie w tym samym momencie). Nową płytę wyprodukował Diplo, czyli mistrz łączenia najświeższych bitów ze wszystkim co tropikalne i na czasie, więc to na pewno miało wpływ na sukces. Mało tego - pojawiają się gwiazdy i to nie jakieś tam sezonowe – w utworze „Baby Don’t Deny It“ występuje sam niekwestionowany bóg brazylijskiej muzyki Caetano Veloso! A to przecież rzadkie i niesamowite! Bonde, Diplo i On potrafią razem zrobić utwór, który bez problemu mógłby się znaleźć na jakiejś autorskiej płycie mistrza, circa na przykład „Outras Palavras“, czyli dosyć zabawnego okresu, gdzie frywolne syntezatorowe sola były na porządku dziennym. Śpiewamy o tym, że chcemy tańczyć, tańczymy śpiewając.

Stylistycznie jest tu wszystko, jak w każdym poważnym tropikalistycznym dziele, jest samba i punk (rock), forro i soca, jakieś powiewy moombahtona i rege oraz cząstki i atomy każdego współczesnego elektronicznego stylu. Nawiązania do sztuki innych artystów, gdzie na prowadzenie wysuwa się utwór „Kanye“ śpiewany po brazylijsku-portugalsku ale z typową kanye’ową autotjunową manierą. Zabawa pełną gębą.

Nie słyszałem jeszcze żadnych remiksów towarzyszących tej płycie, ale znając możliwości i kontakty Diplo to może być za moment osobny, fascynujący wątek.

Więc cieszmy się ostatnimi ciepłymi dniami, lato zawsze jest takie krótkie. Lub lepiej - uciekajmy w ciepłe kraje. Bonde Do Role na pewno słychać na playliście każdego kolorowego odrzutowca.

[Wojciech Kucharczyk]