Moped, nagranie ubiegłorocznego koncertu w warszawskiej Chłodnej 25, w pełni dowodzi, że z trudnego niewątpliwie zadania – utarta prawda o niełatwym wciągnięciu odbiorcy solowego występu i wywołaniu emocji – Hubert Zemler wychodzi obronną ręką.
Mając do dyspozycji perkusję (wspomaganą balafonem, cymbałkami i różnymi przeszkadzajkami), rozpościera Zemler misternie i pomysłowo zbudowany krajobraz, w pojedynkę angażując słuchacza w każdym jego fragmencie. Udowadnia przy tym, jak wiele walorów, bez zbędnych efektów, można wydobyć z jednego instrumentu. Bardziej stawia na klimat i nastrój niż czysto siłowe, ekspresyjne fajerwerki (te pojawiają się dopiero w przedostatnim utworze), kapitalnie wykorzystując niezwykle bogatą paletę brzmień i zwracając uwagę na najdrobniejsze detale. Trudno nawet ogarnąć, jak wieloma odcieniami mieni się ta muzyka. Mnogość barw nie oznacza w tym przypadku eklektycznego chaosu, wszystko ma tu swój porządek, stopniowo pojawiają się kolejne akcenty – od delikatnych szmerów, przez dynamiczne, ale i stonowane figury wygrywane na zestawie perkusyjnym, afrykańskie rytmy balafonu, po żarliwe ciosy w finale koncertu. Jednocześnie to przemyślane granie w ogóle nie odbiera muzyce niczego z jej dramaturgii i świeżego, zaskakującego oblicza.
Dostajemy album, który pewnie jest wypadkową muzycznych doświadczeń Zemlera (a tych jest naprawdę sporo), ale przede wszystkim rezultatem własnej, pełnej nieograniczonej wyobraźni, wielkiej kreatywności i nieprzeciętnej wrażliwości, wypowiedzi. Bardzo dobra płyta.
[Marcin Marchwiński]