Trzeci w Warszawie, a drugi na którym byłem, koncert Hokei pokazał coraz lepiej uformowany kształt muzyki kwartetu, nawiązującej do math-rocka, przemyślanej i precyzyjnej, ale jednak pełnej radości z grania i frajdy dla słuchaczy. Mimo problemów z efektami gitarowymi, koncert zabrzmiał nieźle i potwierdził, że Hokei to zespół, na który warto zwracać uwagę nawet jeśli jeszcze nie ma gotowej płyty. Jacek Sienkiewicz w większym stopniu musiał poradzić sobie z utrudnieniami nieodłącznymi dla darmowego letniego występu - zredukowaniem jego mniej natarczywej dźwiękowo elektroniki do roli tła. Zaczął od intrygujących, niby-gamelanowych dźwięków, by potem balansować między stonowanym rytmem a fakturami, szmerami i nawet echami dubu. Niezły występ, ale nierówny i zawieszony gdzieś pomiędzy muzyką do słuchania i muzyką do tańczenia - w takich warunkach przydałoby się chyba kilka bardziej wyrazistych gestów skupiających uwagę publiczności.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]