Kilka lat temu przy okazji debiutu Contemporary Noise Quintet albo „Punk Freud” Pink Freuda pytania „czy to jeszcze jazz, czy już nie” wydawały się istotne, dziś nie mają znaczenia. Równie dobrze można byłoby je stawiać wobec The Thing albo brytyjskich grup typu Acoustic Ladyland i Polar Bear, które jazzowe instrumentarium wykorzystują w ramach muzyki czerpiącej z zupełnie innych inspiracji. Podobnie jest w przypadku warszawskiej Niechęci, która z jazzowego instrumentarium i nawet wielu takowych chwytów składa kompozycje, które jeśli sięgają po jazzowe formy, to żeby się z nimi poprzekomarzać. Ameryki nikt tu nie odkrywa, ale rockowa dynamika z odrobiną psychodelii, liryzm i obrazowość to duże atuty debiutu zespołu, podobnie jak powracający raz po raz klimat noir. Grupa zgrabnie przenika między akustycznym a elektrycznym brzmieniem, powłóczyste frazy saksofonu i lekko psychodelicznej gitary kontrapunktuje ruchliwą sekcją rytmiczną, co nadaje całości zwartego charakteru. Nagranie zrealizowano z dbałością o szczegóły i klarowność dźwiękowego pejzażu, co podkreśla fakt, że „Śmierć w miękkim futerku” dobrymi kompozycjami stoi. Ale równie istotna jest ciekawa proporcja pomiędzy dokładnością a lekko prowokującą dezynwolturą wykonawczą. Nie przekonuje mnie co prawda dubowy Relaks w środku płyty, na tle pozostałych utworów powierzchowny. Ale może ma on sens na poziomie meta – mieliśmy już w polskiej muzyce „Winobranie”, mieliśmy „Grzybobranie”, a jazzującej płyty w oparach zielska – chyba jeszcze nie.
[Piotr Lewandowski]