polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Krzysztof Penderecki / Jonny Greenwood / Aukso Threnody for the Victims of Hiroshima / Popcorn Superhet Receiver / Polymorphia / 48 Responses to Polymorphia

Krzysztof Penderecki / Jonny Greenwood / Aukso
Threnody for the Victims of Hiroshima / Popcorn Superhet Receiver / Polymorphia / 48 Responses to Polymorphia

Ostatnio jakby więcej spotkań niemożliwych w muzyce. Nie doszedłem jeszcze do tego, co ten ciekawy fakt oznacza. Ale uważam to za dobry objaw. Rzecz jasna. Bo więcej nieoczekiwanej muzyki i akcji dzięki temu powstaje. Szczególnie jeśli mamy do czynienia ze spotkaniami na styku diametralnie różnych światów jakimi są (na przykład) muzyka rockowa i orkiestrowa awangarda. Jasne, nie pierwszy raz się to dzieje, ale ciągle są to światy rozwijające się równolegle i osobno, tak naprawdę tylko rzadko spoglądające na siebie nawzajem. Niestety. To oczywiście złożony problem, mnie dziwi niezmiernie, że ciągle tak właśnie być musi i nie starczyłoby miejsca tutaj omówienie tej wielowątkowej kwestii. Liczy się to, że ta płyta jest przecięciem się dróg wydawałoby się ekstremalnie odległych, czy może lepiej powiedzieć szybko lecących komet, które o dziwo nie spowodowało kolizji, tylko stworzyło nową planetę. Choć nie mnie oceniać, jak długo owa planeta zasili galaktykę.

Nie znam się na muzyce typowo orkiestrowej, tym bardziej takiej zahaczającej o tzw. powagę. Więc nie mogę, nie chcę analizować naukowo tego dzieła. Ale całkiem sporo, z uwagą i przyjemnością takiej muzyki słucham,. A na żywo za każdym razem jest to niezwykłe doznanie, jakże odmienne od „zwykłego“ koncertu. Czas się rozciąga i energia jest specyficzna. Okrutny oldskul? Konserwa? Być może, ale jakie to ma znaczenie, czy jest czymś jakkolwiek pozytywnym uprzedzanie się?
Miałem szczęście widzieć grającą Orkiestrę Aukso dowodzoną przez pana Marka Mosia kilkakrotnie. Zawsze było wspaniale. To prawdziwe światowe mistrzostwo, obywające się bez złego rodzaju wirtuozerii, choć każdy dźwięk jest cyzelowany omalże do granicy bólu i żaden mikronacisk na strunę nie jest zrobiony niedbale, nigdy, nawet na moment nie znika skupienie. I widziałem też ten wspaniały zespół w akcji, gdy grał utwory Pendereckiego i Greenwooda, które się znalazły na tym albumie. Płytę kupiłem bardziej jako pamiątkę tamtych wydarzeń, bo w żaden sposób, na żadnym nośniku nie jest możliwe oddanie tej atmosfery, która panowała w Hali Stulecia we Wrocławiu podczas Europejskiego Kongresu Kultury. Ta muzyka mówiła wszystko czego nie zdołały wykrztusić z siebie hordy intelektualistów zebrane wtedy w jednym miejscu. Często lepiej jest siąść w skupieniu i chłonąć, nawet bez kawy, niż starać się ubrać w słowa nieubieralne, nagie emocje.

Na pewno nie braknie różnych takich, którzy powiedzą - „jak to, Penderecki pracował z jakimś tam rockmanem w pogniecionej koszuli!? Toż to obraza“. Będą i tacy, którzy powiedzą - „no nareszcie zszedł na moment z piedestału, dotknął ziemi i zrobił coś komunikatywnego, trafiającego NAWET do młodzieży“. Będą też się dziwić, już się dziwią, że po co taka płyta, po co taki koncert, dlaczego nasze publiczne pieniądze na to wydano. A takim akcjom i takim wydarzeniom nie potrzeba żadnego dodatkowego wytłumaczenia. Póki takie rzeczy się dzieją, same z siebie czy z pomocą instytucji, świat istnieje i lepiej powszedniej logiki tutaj nie stosować, bo zagrzebana między fejsbukiem a kolejną kanapką z serem nie może sensownie wpaść na odpowiednią ścieżkę. Lepiej budować stadiony? NA PEWNO NIE.

Dlatego ta recenzja nie będzie długa. Chcę jedynie zaproponować, żebyście tej płyty posłuchali. Na moment będziecie gdzieś indziej. To wystarczy.

PS:
Mam jedno (nie takie znowu małe) „ale“ - okładka - rozumiem, że drzewo, symbol uniwersalny, praca dziewczyny, czy też żony Greenwooda, światło, refleksja i introspekcja. Ale dlaczego jest to okraszone dramatyczną typografią i nieporządnym składem? Dodatkowo bardzo polskie w swym dizajnie loga wyskakujące ze środka okładki - nie dało się tych zapędów powstrzymać? Czy produkt artystyczny oficjalny wywodzący się z Polski musi zawsze być niedorobiony? Musi być upolityczniony przez jaskrawe kolory znaków firmowych wielkich instytucji? Ja uważam, że nie musi. Nie powinien. Więc tak jak zamieszczona tutaj muzyka jest przemyślana i dopracowana do absolutnego maksimum w każdym znaczeniu, to dlaczego jej oprawa wizualna ani trochę do tego poziomu nie przystaje? To mnie zastanawia coraz bardziej.

[Wojciech Kucharczyk]