Cóż my wiemy o japońskim dubstepie? Pewnie mniej więcej tyle, ile o azerbejdżańskim heavy metalu. No niestety. Świat nasz, mimo różnych technologicznych udogodnień ciągle jakoś dziwnie nie pozwala nam na posiadanie pełnego wglądu w to, co się dzieje. Krąg tego co widzimy często kończy się już za najbliższym horyzontem. Jednak. Ale mozolna praca niektórych ludzi od czasu do czasu przebiją tą wielką banię niemożliwego i wskakuje w nasze pole widzenia ktoś taki jak Goth-Trad, czyli japończyk Takeaki Maruyama. Zajmuje się czymś co oscyluje non-stop w dubstepowych zonach, ale co do końca tym stylem nie jest. Uważa się sam za muzyka poszukującego i efekty jego pracy są dość dobrym dowodem na to. Ciemna lawa jest dla niego prawie za każdym razem wibrującym punktem wyjścia, ale zawsze kieruje się w nieznaną stronę.
Po kilku epkach dla różnych wytwórni, wielu zagranych setach i imprezach na całym świecie w końcu zaczyna przenikać do szerszej publiczności. W rodzinnym Tokio, jak wieść niesie, jest jednym z głównych animatorów elektronicznej, tanecznej, otwartej sceny, korzysta z różnych instrumentów, zdarza się, że nawet buduje je sam. Więc takie podejście musiało dać całkiem unikalny efekt i jakkolwiek nie mogę uznać się za znawcę dubstepu, to ta płyta ma wszelkie walory najprościej mówiąc dobrego elektronicznego albumu, tak po prostu. A ja szczególnie lubię wszelkie zerwania z określoną stylistyką, więc sięgnąłem po nią chętnie.
Album zaczyna się trochę niepokojąco - raczej naiwnym para-orkiestrowym, pompatycznym intro, ale w momencie gdy pojawia się ogromna, czarna kula basu już wiemy, że żartów tutaj nie będzie, choć poczucie humoru nie zniknie, a wszystko zaczyna się układać w sensowne puzzle.
Potem mamy najróżniejsze stylistyczne połączenia i hybrydy, gdzie zawsze bas jest najważniejszym elementem, żałuję, że nie mam w domu monstrualnych subwooferów i nie mogę odczuć pełnej fizykalności dźwięku, ale wiem, czuję to po powierzchniowym sejsmicznym warkocie, że niski dźwięk jest tutaj naprawdę poważniej jakości, w pełnym zakresie, słyszalnym i tym dla ludzkiego ucha nieosiągalnym.
Jak napompowany globus na granicy wybuchu, z małymi ludzikami opowiadającymi różne ważne i nieważne historie na samej jego powierzchni.
Z każdym kolejnym kawałkiem ciężar rośnie, ta muzyka włączona głośno ma ogromny, żeby nie powiedzieć niszczycielski potencjał. Znacie film „Tron we krwi“ Kurosawy? Może ktoś wpadnie na pomysł remake, wtedy muzyka Goth-Trad byłaby na miejscu. Maruyama-san i jego basowa katana.
Zastanawia mnie też skromność środków, poza bazowymi elementami nie ma tutaj wielu ozdób, produkcja jest wręcz surowa. Dla mnie to jest obietnica, że na żywo to może naprawdę dobrze działać, jest wykonywalne i odtwarzalne. Gdzieś tutaj obok recenzuję płytę Itala, i chociaż Maruyamy jednak nie uważam za porównywalny talent, to mają oni coś wspólnego zarówno właśnie w prostocie, surowości i celności działań jak i w pewnego rodzaju świetle, które emanuje z ich produkcji. Oraz wolności.
Są też momenty jak dla mnie niebezpieczne - nie jest tajemnicą, że jestem ostentacyjnym wrogiem reggae. To znaczy, w korzennym, prawdziwym, folkowym ujęciu raczej nie mam nic przeciwko, jakbym w sumie mógł, ale każda próba wykorzystywania, przenoszenia regowego schematu poza Jamajkę (a już najbardziej do naszego uciemiężonego kraju) napawa mnie strachem i odrzucam to w całej, absolutnie całej rozciągłości.
Z podobnych powodów mam też problem z całym dubstepem, który przecież od rege sie wywodzi. I jeśli w pełni akceptuję różne up-beatowe karaibskie style, niektóre wręcz uwielbiam (Tumbele! Cumbia!), to czystego rege niestety nie mogę. Nie przepadam też za stereotypowymi dubowymi wtrętami i dilejami, nie rozumiem, czemu to akurat jest dla aż tak wielu aż tak bardzo kręcące, a na „New Epoch“ takich momentów nie brakuje, więc te chwile staram się przeczekać dając się nacieszyć innym, w zamian napawając się bezstylowością czarnego, płomiennego basu, na szczęście tych momentów sporo.
Do Pincha z Shackletonem daleko, ale spokojnie te płyty mogą obok siebie na półce stanąć, no i Takeaki walczy sam, więc łatwo nie ma.
Ale myślę, że jeszcze chwila i Goth-Trad wpadnie w chwalebny rozdział post-dubstepu, już nie jest daleko, w niektórych utworach nawet może już ową legendarną granicę przekracza. I doskonale. Wtedy mi się najbardziej podoba. Chcecie jakieś tytuły? Proszę - Anti-Grid - wystarczająco wymowne?
[Wojciech Kucharczyk]