Kursy lewitacji aka elektroniczne, niekomputerowe dźwięki w sobotni, gorący wieczór przed Eufemią rozpoczęły się najtrudniejszego w odbiorze, najbardziej nierelaksującego występu. Konrad Gęca zagrał muzykę ambientowo-hałaśliwą, pełną drobnych dźwięków, szumów i zmian dynamiki, jednak skonstruowaną w sposób nieodpowiedni dla warunków koncertu - w sobotni wieczór, dla publiczności siedzącej na leżakach i siłą rzeczy trochę rozmawiającej, lepiej sprawdziłby się zwarty, krótki set, bowiem po 20 minutach napięcie trochę opadło i muzyka stała się tłem. Kolejny solowy występ dał Paweł Trzciński aka Ch-Ch-Ching, którego zanurzone w pogłosach piosenki to dużo bardziej letnia propozycja (mimo twardego, niemieckiego rozpoczęcia koncertu). Wokale nadawały całości ejtisowych odcieni, ale dwuznaczych. Bezkomputorowy chill-wave z ambicjami Ch-Ch-Ching to całkiem intrygująca muzyka i na początek tych wakacji powtórzę sugestię z końca ubiegłych - może by tak jakiś album, choćby mini?
Wieczór zamknął koncert kwartetu Fuka Lata + Ray Dickaty + Konrad Gęca, który tego dnia spotkał się i zagrał po raz pierwszy. Dickaty, najczęściej występujący jako saksofonista, tym razem obsługiwał syntezatora Korga (saksofon obok czekał, ale się nie przydał). Można powiedzieć, że punktem wyjścia była muzyka Fuka Lata, ale utwory z ich repertuaru raczej się pojawiały, niż dominowały. Bardziej było to improwizowane połączenie syntezatorowego techno, barwnych chmur, wokaliz i dźwiękowych ścinków. Początkowo dość masujące basem, później, po rytualnej wizycie policji, raczej głaszczące górą spektrum. Bardzo fajny koncert, w czasie którego przyszło mi też do głowy, że ciekawe byłoby usłysze muzykę Fuka Lata w wersji z perkusistą - może kiedyś?
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]