"Inne granie" to comiesięczny cykl koncertów, organizowany przez Chorzowskie Centrum Kultury. Celem przeglądu jest prezentacja muzyków spoza szeroko pojętego mainstreamu. Gośćmi kwietniowej edycji byli Starfak Acidbrother, Drekoty i The Washing Machine.
Starfak Acidbrother tu duet (Wojciech Domachowski – syntezatory, elektronika, Michał Koterba – gitara, audio FX) wywodzący się z mało znanej, choć niezwykle interesującej psychodelicznej sceny miasta Mysłowice, działającej w latach dziewięćdziesiątych (m. in. Korbowód, Zimbabwe TWELS, Kabareto Ereto, Fabilus Tenz). Artyści zaproponowali bardzo przestrzenną, gęstą, nieco kwaśną muzykę instrumentalną, rozciągniętą pomiędzy przepuszczoną przez multum efektów gitarą elektryczną, a stanowiącymi bazę dźwiękowymi plamami, rytmami i mocno potraktowanymi filtrami melodiami, tworzontmi przez syntezatory. Twórczość Starfak Acidbrother mieści się gdzieś pomiędzy psychodelią, a mocniejszym techno, breakbeatem i goatrance. Solidny melanż gatunkowy i mocny przekaz emocjonalny są w pewnym sensie spokrewnione z estetyką reprezentowaną przez duet Fuka Lata, choć w bardziej nieokiełznany, oderwany od ściśle zdefiniowanego stylu i harmonii sposób. Najciekawszy koncert wieczoru.
Zespół Drekoty zaprezentował przekrój twórczości, nie wyłączając singla "Masłem", który w wersji live zdecydowanie zyskuje. Znacznie ciekawiej brzmiały jednak inne utwory. Muzyka tria jest bardzo dziewczęca, przesiąknięta wrażliwością i kobiecością, oparta na niedopowiedzeniu. Mimo, że w sporej części utworów pojawiają się gęste partie syntezatora, korelacja z muzyką folk jest ewidentna i nie chodzi tylko o obecność skrzypiec. Kolektywne zaśpiewy całej trójki – w szczególnośći Zosi Chabiery - obfitują w specyficzne harmonie, odsyłające do muzyki ludowej. Drekoty doskonale bawią się muzyką, świetnie czują się ze sobą na scenie, wzajemnie się uzupełniają. Ola Rzepka wprowadza dynamikę energiczną grą na perkusji, z drugiej strony niepodważalna wrażliwość i wyobraźnia pozwalają jej na przemieszczanie się pomiędzy różnymi gatunkami muzycznymi (z równą łatwością, jak wymienna gra na bębnach i pianinie). Jej osobowość i twórczość pozostaje nieodgadniona. Magda Turłaj reprezentuje nieśmiałość, spokojne melodie, proste, poruszające piosenki, które w połączeniu z uroczym głosem i partiami granymi na skrzypcach (smyczkiem i palcami) wnoszą delikatność do twórczości zespołu. Grająca na skrzypcach i dzwonkach chromatycznych Zosia Chabiera - specyficzną anielskość, błogość, naturalność i dziewczęcość. Całość tworzy ciekawą mozaikę, szczególnie interesującą na żywo, w kontakcie bezpośrednim. Jest jakaś, ma swój charakter, zmierza w określonym, choć wolnym od łatwej kategoryzacji kierunku.
The Washing Machine zagrali typowego dla pierwszej dekady XXI wieku indie-rocka. Kwartet (z nowym gitarzystą, grającym też na syntezatorze Korg) tworzy muzykę dla swoich rówieśników i młodszych, mnie osobiście niemal niczym nie zaskoczył. Wszystkie piosenki zlewały się w jedno, jedynie trzy momenty pozostały w pamięci na dłużej. Były to: spokojniejsza, prowadzona basem kompozycja ze śladową ilością perkusji i ciekawymi penetracjami gitar elektrycznych (mniej więcej w połowie koncertu), niebanalny strukturalnie mostek w przedostatnim utworze oraz... cover Lady pank ("Kryzysowa narzeczona"). The Washing Machine życzę powodzenia w podbijaniu rynku muzycznego, życzliwie zwracając uwagę, że tego rodzaju twórczość zostało już nieco wyeksploatowana – również w Polsce.
Podziękowania dla organizatorów za współpracę przy realizacji fotorelacji.
[zdjęcia: Łukasz Folda]