Dobrych niedzielnych koncertów w Nowym Wspaniałym Świecie ciąg dalszy. Pierwszy solowy występ Dave’a Rempisa (od jakiegoś czasu grywającego w naszym kraju dość regularnie, z Vandermark 5, Four czy Rempis Percussion Quartet) przyniósł trzy kilkunastominutowe formy, w których dynamiczne, szorstkie (choć bez przesady) i iskrzące freejazzową energią improwizacje przeplatał spokojnymi, sonorystycznymi i wykorzystującymi przestrzeń sali momentami. W obu tych nurtach Amerykanin odnajdował się wyśmienicie. Mocne, głębokie brzmienie altu zniwelowało nieco dystans między muzykiem a publicznością , wypełniło przestrzeń, intensyfikując zarazem dużą wartość emocjonalną monologu. Ciche szmery i szumy dawały chwile wytchnienia, a nie wytrącając z napięcia płynnie wychodziły naprzeciw kolejnym częściom wypowiedzi. Ważne, że znalezienie właściwej równowagi między tymi bezkompromisowymi freejazzowymi improwizacjami a czerpiącymi z ciszy spokojniejszymi partiami, powiodło się Rempisowi znakomicie. Bardzo dobry, ciekawy koncert, który wymagał dużej uwagi, ale nad wyraz hojnie ją słuchaczom wynagrodził.
[zdjęcia: Marcin Marchwiński]