Najbardziej wysuniętym na wschód przystankiem na trasie projektu Congotronics vs. Rockers okazał się Berlin. Koncert w prestiżowym HKW był też jedynym koncertem w Niemczech. Trasa ta jest potwierdzeniem, że wszystko co tylko nieprawdopodobne, jest możliwe - po udanym, dwupłytowym albumie Tradi Mods vs. Rockers, spotkanie muzyki z Kongo i zachodniej "alternatywy" nastąpiło w formie połączenia sił na scenie. Congotronics vs. Rockers to monstrualny zespół: muzycy Konono No. 1 i Kasai Allstars, Deerhoof, Juana Molina, Wildbirds & Peacedrums, Matt Mehlan ze Skeletons i Vincent Kenis (kurator serii Congotronics) - w porywach 19 osób, obsługujących 6 instrumentów perkusyjnych (w tym ksylofon), 4-6 gitar, 2 basy, 1-2 likemby i multum innych drobiazgów. W programie dwa utwory Konono no. 1, kilka Kasai, pojedyczne z repertuaru pozostałych zespołów tworzących projekt i kilka napisanych na tę trasę.
Gigantyczny skład tworzył zdumiewającą, momentami trudną do ogarnięcia dźwiękową machinę, przesuwającą się w imponującym rytmicznym powiązaniu. Utwory afrykańskie nabrały nowego odcienia transu, bliskiego krautrockowej motoryce, albo hipnotyzmu Boredoms. Utwory muzyków zachodnich nabrały zaś ciepłego pulsu, może za wyjątkiem numeru Wildbirds & Peacedrums, w którym Mariam Wallentin na wokalu była wprost fantastyczna, a zespół dotarł w najcięższe rejony tego wieczoru. Zasadniczo jednak koncert był roztańczoną, radosną bombą. Nieszczególnie pasowało do niego miejsce - choć nagłośnienie było bardzo dobre, dźwięk pełny, ale pozwalający wychwycić składowe brzmienia, to jednak słuchanie tego składu na siedząco było dość dziwne. Na szczęście dało się stać i pląsać w sporych przejściach oraz z boku sceny, z czego z reguły subordynowana niemiecka publiczność przynajmniej częściowo skorzystała. Ale to drobiazg, a zobaczenie tego projektu na własne oczy będę pamiętał długo.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]