Wystarczy spojrzeć na tytuł drugiej płyty Jędrzeja Rusina, żeby zobaczyć co się święci. Osobiście nigdy go nie spamiętam, ale ta nazwa mówi samo za siebie - wyruszamy na krwiożerczą walkę po dreszcz muzyki disco. Oczywiście nie istotne czy to się uda i jakie będą wyniki. Przed startem nabierz trochę dystansu i spójrz na muzykę z przymrużeniem oka, mówi twórca Unstle Routine, który na drugim krążku tworzy osobliwą wycieczkę przez motywy i wątki muzyki disco, czasem wkraczając w bardziej taneczne i klubowe rewiry.
Chwilami brakuje tu lekkości debiutu, gdzie co prawda było więcej utworów, ale zgrabniej zarysowywały pomysły na melodie i kaskady dźwięku, równie szybko je wyczerpując. Tutaj kawałków jest raptem dziewięć z czego dwa do quasi-remixy powstałe przy udziale The Complainer i Kamp. Tego drugiego wielkim szacunkiem nie darzę, pierwszego owszem i to właśnie do niego Rusinowi całkiem blisko. Unstable Routine nie boi się nietypowych rytmów i melodii, pozornie nie pasujących fuzji i tanecznych kawałków, składających się na "trochę dziwną" muzykę. Ale właśnie tej dziwności w Polsce brakuje i mimo że wrażeń po debiucie nie przebija, UR wprowadza do muzyki potrzebną dozę świeżości i oddechu.
[Jakub Knera]