polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
WINO Adrift

WINO
Adrift

Słuchając takiego „I Don’t Care” lub tytułowego „Adrift” mam przed oczyma prześmiewcze i nabzdyczone hymny Tenacious D. Ale Robert Scott „Wino” Weinrich to poważny gość i nie ma nic wspólnego z żartem Jacka Blacka. Rzeczony Wino zaczynał pod koniec lat 70., a swoje największe sukcesy odniósł z The Obsessed, Spirit Caravan i przede wszystkim z Saint Vitus. Jednym zdaniem, ten facet zjadł zęby na doom rocku. Tym razem zaproponował ascetyczną formę instrumentalną, ograniczoną do gitarowych brzmień. Z songwriterskim zacięciem stworzył na „Adrift” bardzo spokojną formułę, którą ociera się o spuściznę Johnny’ego Casha czy Boba Dylana. Są tu też słyszalne jakieś echa Zakka Wylde’a i jego doskonałej produkcji „Book Of Shadows”. Jednak pewność siebie, kompozytorski sznyt i ogromne ogranie Weinricha powodują, iż w taki „Adrift” wchodzi się niczym nóż w masło. Słuchając tych prawie 42 minut muzyki można poczuć smak powietrza na amerykańskim zadupiu albo smród przepoconej flaneli. Podsumowując, „Adrift” jawi się jako doskonała odskocznia od „zdołowanego” rocka, który przecież na co dzień płynie w żyłach blisko 50-letniego Weinricha. A przecież od dawna wiadomo, że wino czym starsze, tym lepsze.

[Marc!n Ratyński]