Ponad 800 osób szczelnie wypełniło poznański Eskulap, by doświadczyć pierwszej i prawdopodobnie jedynej okazji zobaczenia w Polsce Godspeed You! Black Emperor. Gorąc i ścisk trochę przeszkadzały w doświadczaniu epickiej muzyki kanadyjskiej formacji, za to zaskakująco dobrze zabrzmiała przypominająca bunkier sala Eskulapa. Koncert, jak na całej trasie zresztą, otworzyła rozległa dźwiękowa plama, po której GY!BE zaprezentowali przekrojowy set. Nie zabrakło w nim najbardziej rozpoznawalnych utworów grupy, jak Storm, Static, czy Moya, czasem przyciętych lub zdeformowanych, a usłyszeliśmy też kapitalny, nie opublikowany dotychczas Albanian.
Koncert pokazał, że kompozycyjnie muzyka GY!BE lekko trąci myszką (niekończące się crescenda straciły na aktualności), ale podana została w bezkompromisowy sposób, z intrygującej perspektywy. Zasygnalizowali to już na pierwszych koncertach na grudniowym festiwalu ATP i teraz poszli za ciosem. Cierpliwe ambientowe preludia, doskonałe operowanie brzmieniem i dynamiką całej formacji, frapujące pasma hałasu nadały utworom GY!BE szorstkości broniącej je przed upływem czasu. Choć ducha lat, w których powstawał dorobek Godspeed, przywrócić się nie da, to apokaliptyczna wizja znikomości jednostki ciągle zachowującej odrobinę niezłomnej nadziei okazała się uniwersalna i komunikatywna, także dzięki doskonałym analogowym wizualizacjom. GY!BE wiedzieli kiedy przestać grać i kiedy wrócić. W międzyczasie post-rockowa szufladka, zawsze dla nich zbyt ciasna, wypełniła się nieznośnie ogranymi kliszami. GY!BE zaś oddalili się od niej jeszcze bardziej, nadając swojej muzyce wieloznaczności i wiele wskazuje na to, że ich obecne koncerty będziemy pamiętać długo.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]